Współlokatorzy

Współlokatorzy

(szkic scenariusza)

Późny wieczór sylwestrowy.
Dwupokojowe mieszkanie w nowym budownictwie. Z zewnątrz dobiegają odgłosy zabaw lub końca świata.

Długi przedpokój jest w polowie wyłożony rzędami białych kartek papieru jak płytami chodnikowymi. W kuchni, przedpokoju i łazience pozapalane górne światła. Kuchnia zawalona brudnymi naczyniami. Jedynym pomieszczeniem w którym jest ciemno i do którego drzwi są zamknięte jest sypialnia.

Słychać czknięcie.

Rafał, z mętnym wzrokiem, nieogolony, siedzi na dmuchanym materacu w wypróżnionym z mebli salonie. Na środku salonu cmentarzyk kolorowych szklanek z zapalonymi świeczkami. Przed Rafałem lampka nocna, maszyna do pisania, nadwątlona butelka wódki, karton papieru i paczka świec. W kącie stos pomiętych kartek.

Rafał wykręca włanśie kartkę z maszyny, gniecie i wyrzuca do kąta. Wypróżnia szklankę, krzywi się z niesmakiem, zapala w niej świeczkę i popycha jak łódkę w stronę kolorowego cmentarzyka na środku.

Dzwonek do drzwi.

— Nie ma mnie w domu... — mruczy Rafał pod nosem.

Kolejny dzwonek, natarczywy.

Rafał spogląda na przegub dłoni, ale nie znajduje na nim zegarka. Rozgląda się wokół, wzdycha i zakrada na czworakach do przedpokoju.

Cisza.

Zamierza zawrócić, kiedy zza drzwi dobiega kobiecy głos.
— Rafał ! Nie wygłupiaj się ! Jestem przemarznięta !
Zamiera.
— Aaaa z kim mam przyjemność ?
— Ewa Rajkowska, przyjaciółka Grażyny.
Rafał krzywi się słysząc "Grażyna".
— Grażyny nie ma. Zwiedza łóżka za granicą. Od roku.
— Dziękuje, wiem. Właśnie stamtąd przyjeżdżam.
Rafał spogląda uważniej w stronę drzwi.
— I co ?
— Czy musimy rozmawiać przez zamknięte drzwi ?

Rafał rozgląda się z zakłopotaniem po swoim bojowisku:
— Bedzie trudno. Przejście do drzwi jest zabarykadowane.
— Zabarykadowane...?!
— Zabarykadowane.
— Nie rozumiem.
Rafał wzrusza ramionami.
— A co tu rozumieć... Nie mogłaby Pani wpaść jutro ? Albo zostawić numer telefonu ?
— A gdzie ja się do jutra podzieję ?! Potrzebuję przenocować tutaj ! Mam pozwolenie Grażyny !
Rafał - niedowierzając w to, co usłyszał - patrzy podejrzliwie na swoją szklankę wódki.
— No to jak będzie ? — nalega Ewa.
Rafał ociąga się z odpowiedzią, po czym wpada na pomysł, który rozbawia go:
— To niech Pani wyjdzie przed blok, a ja zrzucę klucze z balkonu.
— Czy nie byłoby prościej... — zaczyna glos za drzwiami, po czym słychać westchnienie. — ...no dobrze, już schodzę.
Kolejne westchnienie i ostrożne kroki po schodach. Tak schodzą kobiety w wysokich obcasach.

Rafał czeka, aż kroki ucichną, przekrada się w stronę drzwi, wyjmuje klucze z zamka i zawija je w jedną z kartek podniesionych z podłogi. Zerka na siebie w lustro, przygładza włosy. Powracając "za barykadę" wyrównuje rzędy pozostałych kartek.

— Olewam Cie dzisiaj — oznajmia maszynie do pisania przemierzając salon w stronę okna. Kiedy kobieca sylwetka pojawia się przed budynkiem, rzuca zawiniątko na śnieg.

Wraca do przedpokoju z butelką i kolejną szklanką, i usadawia się dokładnie naprzeciw drzwi wejściowych — gotowy na podniesienie kurtyny.

Ewa otwiera drzwi szeroko, patrzy z niedowierzaniem.

— I to jest ta barykada ?!

Rafał wznosi szklankę zamiast odpowiedzi.

— Rafał Szymoński... Witam waćpanią w mieszkaniu Grażyny !
— Zdrowie... Waćpanna, a nie waćpani. Ewa mi na imię.
— Aaa ! Zatem zdrowie waćpanny imienia !
— Ludzi dobrze wychowanych poznać po manierach...

Dwie walizki wjeżdżają na kartki do przedpokoju. Ewa zamyka drzwi.
Dostrzega skrzywioną mine Rafała.

— Oo ! Przepraszam... — wyzwala przygniecione kartki i składa je razem. — Lepiej ?
— Lepiej — potwierdza Rafał.

Pozostają trzy rzędy papieru pomiędzy nimi.

— Po co ta... barykada ?!

Rafał pociąga łyka :

— Bariera bezpieczeństwa. Przed intruzami.
— Je vois...
— Że co ???
— Czytaj : rozumiem.

Ewa zdejmuje kożuch i siada na jednej z waliz.
Rafał patrzy wyczekująco.

— No dobrze, od czego mam zaczynać ? — pyta Ewa.
— Nie ułożyłem kwestionariusza. Akceptuję oczarowanie nowinami z tamtego świata.
— Są kolorowe, ale w obcych językach. Czy można prosić o kielicha ? Sprobuję wpaść w diapazon alkoholowy...
— Wódki i papierosów nie odmawiam nikomu...

Rafał wychodzi do salonu po szklankę, napełnia i wyciąga do Ewy poprzez barykadę. Ta wznosi bezsłowny toast i upija troszeczkę. Zatyka Ją.

— Witam w Polsce. Prościej chlupnąć za jednym zamachem, na wdechu. Lepiej przechodzi.

Ewa chlupie i ociera łzy, które napłynęły do oczu.

— I jak ?
— Lepiej — odpowiada Ewa cienkim głosem.
— No to co słychać u pięknej Grażyny ?

Ewa wyciąga szklankę w Jego stronę.

— Poproszę o jeszcze.
— Upija się waćpanna na smutno, czy na wesoło ?
— Zależy od towarzystwa.

Rafał wyciąga się na czworakach i dolewa.

— Dziekuję, wystarczy. Lubiłabym dotrwać do północy...

Chwila ciszy.

— Grażyna nie wróci.

Rafał uśmiecha się kwaśno.

— Nie było trudno wydedukować, ale przyjemniej usłyszeć. Szczegóły nie interesują mnie. Proszę o przekazanie błogosławieństwa.

Dolewa sobie.

— Co z mieszkaniem ?
— No właśnie... Mieszkanie MAMY dopóki nie będzie musiała go zdać. Czyli przez około rok czasu.

Rafał zakrztusza się. Ewa kontynuuje :

— Plan jest taki, że od dzisiaj każde z Nas ma swój pokój tutaj... Jesteśmy współlokatorami.

Cisza. Badają się wzrokiem.

— Mogła mnie uprzedzić...
— Miała uprzedzić, owszem. Widocznie jeszcze nie doszło.

Rafał trawi nowinę :

— "Mieszkam z nieznajomą"... Niezły tytuł... Mam nadzieję, że waćpa... waćpanna nie chrapie ?
— Nie chrapię, nie gotuję i nie prasuję. Reszta zależnie od kaprysu.

Rafał spogląda na nią z mieszanymi uczuciami.

— Uprzedzam, że nie mam doświadczenia w podobnym współżyciu...
— Poradzimy sobie. I może nawet bez barykad ?

Ewa podnosi się, energiczna.

— To co ? Czy przestałam być intruzem na tyle, aby móc zrobić siusiu ?
— Czuj się jak u siebie w domu...

Ewa podciąga sukienkę i daje susa przez barykadę. Zatrzymuje sie przed Rafałem i wskazuje na drzwi za Jego plecami. Rafał uświadamia sobie, że blokuje wejście do łazienki. Przesuwa się.

— Światło wewnątrz, na lewo.
— Światło jest zapalone — zauważa Ewa. Rzuca okiem na kuchnię. Wybałusza oczy, ale nie komentuje. Rzuca okiem na świeczki w salonie.

— Przypominam, że dzisiaj jest Sylwester, a nie Wszystkich Świętych !

Rafał wzrusza ramionami, Ewa znika w łazience.
Rafał ogarnia mieszkanie pożegnalnym wręcz wzrokiem. Nagle, z przewrotnym uśmieszkiem, pochyla nad jedną z kartek i przekręca ją zdecydowanie, jak detonator. W łazience rumor potrąconych akcesoriów.

— Oj, przepraszam — tłumaczy się Ewa przez drzwi. — Jestem niezgrabna.

Rafał, zadowolony z siebie, ponawia eksperyment. Czeka. Nic. Cisza.
Wzdycha, podnosi sie ociężale i podchodzi do balkonu, jakby trzeźwiejszym krokiem. W oknach naprzeciw widać tańczących ludzi.
Pochyla się nad maszyną do pisania i wystukuje linię odgradzającą czystą część kartki od zapisanej. Rozpędza się tak, że słyszy zza ściany rozbawiony głos Ewy:

— Nie strzelać ! Poddaje się !...

Grymas uznania na twarzy. Intrygująca kobieta.
Wraca do przedpokoju i zaczyna składać kartki. Ewa wychodzi z łazienko-ubikacji.

— Dlaczego składasz ?
— Tak, czy inaczej będę musiał to zrobić.
— Zostaw. Gdzie będzie mój pokój ?

Rafał wskazuje na zamknięte drzwi.

— Trudno tam wejść na razie. Zamieniłem go w graciarnię Grażyny.

Ewa znów podciąga spodnicę i przemyka na obcasach w strone sypialni, próbując nie deptać kartek. Uchyla drzwi.

— Uff ! Nie ma jak otworzyć okna ?
— Trzeba będzie — przyznaje Rafał.

Ewa zamyka drzwi.

— Czuję, że wieczorek zapoznawszy odbędzie się... na cmen... u Ciebie.
— Spoko, zaraz opróżnię Ci pokój...
— Nie ma czasu.
Ewa zerka na zegarek.
— Ojej, to już niedługo ! Biegnę pod prysznic !

Daje susa w stronę waliz. Otwiera obie. Wypakowuje płaszcz kąpielowy, ręcznik, i butelke szampana.

— Przywiozłam na okazję ! Klasa, nie ?
— Klasa — przyznaje Rafał i nadstawia niepewnie ręce czując, że Ewa zamierza rzucić Mu butelkę. Ewa mityguje się i podaje Mu szampana wyciągając rękę.
— Włóż do zamrażalnika !
Rafał kieruje się posłusznie w stronę kuchni.
— Stop, zaczekaj !

Ewa rozgrzebuje pośpiesznie walizy i wyciąga suknię. Przykłada przed siebie.

— Godna okazji ?
— Godna.
— No to już.

Ewa powraca za barykadę z płaszczem kąpielowym, ręcznikiem, suknią i kosmetyczką.

— Nie chciałoby Ci się zaparzyć kawy ? Obojgu przyda się.
— Dawno nie byłaś w kraju. Nie mam kawy.
— Ja mam. Wystarczy, jeśli nastawisz wodę.

Znika z łazience.

Rafał, w sumie zadowolony, że ktoś przejął inicjatywę, człapie do kuchni. Wywala zaśmiardłe starocie z ciężko oblodzonego zamrażalnika i wciska tam szampana. Nastawia czajnik, jedyny stosunkowo czysty element w zaniedbanej kuchni. Myje dwie szklanki. Po chwili zastanowienia myje dwie następne. Dwie zanosi do salonu. Pod materacem dostrzega swój zegarek. Zakłada go na rękę.

— Północ za pięć minut !
— Mowiłeś coś ?

Zbliża się do drzwi łazienki i powtarza głośniej.

— Północ... za cztery minuty.
— O rany ! Już wychodzę !

Rafał wraca po dopiero co włożonego do chłodziarki szampana i odpieczętowuje go w drodze do salonu. Z odstrzeleniem korka czeka na Ewę.
Ewa wpada w płaszczu kąpielowym, z ręcznikowym turbanem na głowie, zostawiając ślady mokrych stóp po drodze.

— Przepraszam, nie zdążyłam wytrzeć się !

Zza okna słychac wrzaski i petardy. Rafał odbija szampana. W kuchni zaczyna gwizdać czajnik. Ewa piszczy z radości.

— Bomba ! Wszystko zsynchronizowane !

Rafał podaje Jej ociekająca szampanem szklankę, wyjmuje peta z ust.

— No to co ?
— No to najlepszego w Nowym Roku, współlokatorze !
— Najlepszego, współlokatorko !

Stukają się.

— A buzi ? — reklamuje Ewa.

Rafał daje Jej buzi w policzek. Ewa piszczy.

— Aj ! Nie dość, że popielniczka i że śmierdzi alkoholem, to jeszcze drapie !

Stoją tak przez chwilę, przyglądając się sobie ciekawsko. Czajnik nadal gwiżdże w kuchni.
Ewa przekazuje szklankę Rafałowi.

— To ja pójdę ubrać się...

***

Ewa, już w sukni, ładnie ociekającej, siedzi na materacu, Rafał pod przeciwną scianą. Kawy już dopite. Rafał robi samolocik z kartki.

— O co chodzi z tymi kartkami ?

Rafał wzrusza ramionami.

— Nie każ się prosić ! Powiedz !
— To taka gra.. w chowanego...
— Ok, nie nalegam... Grażyna mówiła, że masz ambicje. Podobno nieźle piszesz.
— Grażyna potrafiłaby sprzedać małego Fiacika jako Mercedesa.
— Pokażesz coś ?
— Niewiele mam do pokazania.
— O czym teraz piszesz ?
— Jeszcze nie wiem.

Rafał sięga po swoją szklankę i próbuje napełnić ją z zakręconej butelki.

— Pij więcej, może sobie przypomnisz...

Rafał zauważa nakrętkę i odkręca butelkę.

— Długo byłaś za granicą ?
— Rok.
— We Francji, jak Grażyna ?

Ewa potakuje.

— W Paryżu. U rodziców.
— U rodziców ?
— Matka dobiła do ojca, który siedzi tam od lat. Tzw. łączenie rodzin.
— Dziecko prominentów ?
— Jak cholera !

Chwila ciszy.

— Słuchaj, przecież to Sylwester ! Nie będziemy tak smęcili do rana ! Potańczmy !
— Nie lubię, bo nie potrafię.
— Wszyscy potrafią ! Wystarczy spróbować. Wstawaj !

Rafał nie rusza się z miejsca.

— Po co właściwie wróciłaś ?
— Skonczyć studia. Byłam na dziekance.
— I co ?
— I nic. Pojechałam zobaczyć, czy mi się tam podoba.
— I jak ?
— Podoba. Ale na razie wolę tutaj. Nie mam ochoty bawić cudzych dzieci, ani biegać za sprzątaczkę.

Chwila ciszy. Ewa patrzy na otwartą nieopodal ksiażkę.

— Co czytasz ?
— Mike Waltari.
— Kogo ?
— Mike Waltari. To taki Finlandczyk.

Ewa podnosi się i zdecydowanym ruchem stopy odpycha książkę w kąt pokoju.

— Wystarczy tego gadania. Wstawaj. Jest Sylweter. Należy tańczyć !

***

Filmówka, pracownia fotograficzna. Rafał zdejmuje z suszarki gotowe odbitki i przygląda się przelotnie dzieciom goniącym po skwerku za oknem. Fotografie są portretami ludzi młodych i starych, uchwyconymi w momentach zamyślenia, z nieobecnym wzrokiem..

— Można ? — między zasłonami przy wejściu pojawia się głowa Ewy. Rafał nie ukrywa zdziwienia :

— Witaj. Jak mnie tutaj znalazłaś ?

— Serce mnie prowadziło - odpowiada Ewa przekornie. — Twój przypadek nie wymaga wielkiej intuicji. Kiedy nie pijesz przed maszyną do pisania, siedzisz tutaj.

Bez zaproszenia zabiera się do przeglądania fotografii.
— Dlaczego wszystkie są takie... smutne ?
A po chwili :
— Ojej ! Jak brzydko wyglądam ! Kiedy to zrobiłeś ?

Do pracowni wtacza się rzeźki i dobrze odżywiony byczek :

— Rafał ? Masz pożyczyc stówe ?
— Nie. Jeszcze nie wziąłem stypendium.

Byczek przenosi zainteresowanie na Ewę :

— Masz nową dziewczynę ? Co mityczna Grażyna powie na to ? — rzuca perfidnie i szarmancko całuje dłoń Ewy siedzącej na brzegu stołu.

— Andrzej Sobiński. Do usług.
— Ewa — odpowiada Ewa majtając z zadowoleniem nogami.
— Szczęściarz z Ciebie ! — wyzłośliwia się Andrzej wymanewrowując z pracowni. Ewa, mile połechtana, zwraca się do Rafała :
— To Twój kolega ?
— Na to wygląda ... — konkluduje Rafał wsuwając fotografie do dużej koperty.

— Właściwie to przyszłam z interesem... Pomożesz mi przewieźć parę drobiazgów z mieszkania rodziców ?
— To oni mają mieszkanie tutaj ?
— Tutaj nie. We Wroclawiu. Od wyjazdu podnajmują je komuś.
— Jak to się dzieje w tym państwie, że wszyscy mają mieszkania z wyjątkiem mnie ?
Ewa wzrusza ramionami :
— Gdyby Twoi rodzice pomyśleli o tym w kołysce, nie miałbyś problemów.

Wychodzą na podwórze.

— To jak ? Pomożesz mi ?
— Pomogę, ale zapnij się. Jest zimno.
— Jaki opiekuńczy ! — podpuszcza Ewa. — To nie wchodzi w układ mieszkaniowy, wiesz ? Chodź !
Ciągnie Rafała w stronę pobliskiego parkingu.
— Masz prawo jazdy ?
— Nie... Po co ?
— Jak Ty żyjesz, człowieku ?!...
Otwiera drzwiczki małego Fiata :
— Szkoda, że nie masz. Miałam nadzieję na szofera. Wsiadaj !
— To też rodziców ?
— Nie, to mój. Otrzymałam na 18-te urodziny.

***

Ewa przytrzymuje drzwi samochodu Rafałowi, który usiłuje włożyć mały telewizor na tylne siedzenie.

— Zgrabny to Ty nie jesteś... — komentuje Ewa.
— Dziękuję, nie ja wymyśliłem ten tornister — odpowiada spokojnie Rafał.

Na przystanku nieopodal gigantyczny tłum ludzi. Właśnie podjeżdżają jednoczesnie trzy autobusy i tłum rusza do ataku.

— Jak zwykle — zauważa Rafał rozdrażniony.
— A co Cie to obchodzi ? Weź lepiej ode mnie to pudło — Ewa podaje Mu magnetofon.

Autobusy odjeżdżają ciężko zostawiając na przystaku jeszcze paru chętnych. Po chwili na przystanek podjeżdża czwarty autobus, prawie pusty.

W jego stronę biegnie kobieta obładowana zakupami.
— Proszę zaczekać ! Proszę Pana ! Proszę zaczekać ! - krzyczy do kierowcy.

Kierowca zamyka drzwi przed nosem i rusza. Rafał wyprostowuje się i zaciskając pięści wychodzi na jezdnie blokując Mu drogę. Kierowca hamuje gwałtownie i wyskakuje klnąc na Rafała. Rafał daje mu w pysk, bez komentarza.

***

W kuchni. Z pokoju dobiega głos speakera radiowej "Jedynki".

— I po co Ci to było ? — Ewa przemywa dłoń Rafała wodą destylowaną. — Wlepią Ci kolegium za chuligaństwo ! A stara nawet Ci nie podziękowała !
— Dzięki za troske, ale nie truj, proszę. Wyłącz lepiej to cholerne radio !
— Tam zaraz będzie muzyka i to fajna ! — protestuje Ewa.
Zirytowany Rafał opuszcza kuchnię. W swoim pokoju wyjmuje zdjęcia z koperty i zabiera się do przypinania ich pineskami do ściany. Ewa wpada z watą i flakonikiem :
— Grażyna miała rację ! Jesteś pieprzniętym facetem ! Każde żyje po swojemu, ale nie zamierzam tracić nerwów przez Ciebie ! Nie po to tu wróciłam !
— Nikt nie każe Ci udawać pielęgniarki.
— Idiota jesteś ! Nie o to chodzi ! Zatruwasz wszystkich ponurymi tekstami, ponurymi zdjęciami, chodzisz w ostatnich spodniach i urządzasz bezsensowne awantury ! Mesjasz zasrany ! Czy Ty w ogóle potrafisz cieszyć się życiem ?!

***

Drzwi wejściowe. Ktoś usiłuje trafić kluczem do zamka. Rafał otwiera od środka. Ewa, pochylona i nieźle podpita, próbuje trafić do dziurki trzymając klucz w obu rękach. Za Nią, oparty o poręcz i również naćpany, Andrzej Sobiński. Oboje prostują się na widok Rafała.

— Ooo, kiedy wróciłeś...? — rozjaśnia się Ewa.
Andrzej ewakuuje się na półpiętro :
— Wiesz, ja Ją tylko odwiozłem. Nie była w stanie utrzymać kierownicy. Tu są kluczyki...
Rzuca Rafałowi kluczyki z breloczkiem.
Ewa patrzy na Andrzeja pogardliwie.
— Nie krępuj się, możesz wejść. Jesteśmy tylko współlokatorami — zachęca perfidnie Rafał.
— Nie, wiesz, późno już, trochę się spieszę...
Andrzej znika z pola widzenia.
— Wycieraczka jesteś ! - krzyczy za nim Ewa. — Nie pokazuj mi się więcej na oczy !

— Ty ! Pomóż mi !...
Ewa rezygnuje z samodzielnego dotarcia do pokoju. Rafał doprowadza Ją i sadza na kanapie. Po chwili wahania pochyla się i zdejmuje Jej buty i kożuch.
— Dlaczego nie było Cie przez tyle dni ? Nie było się o co obrażać ! Następnym razem bądź tak uprzejmy i nie znikaj bez uprzedzenia ! To niejo... niejolalnie... tfu ! Nie-lo-jal-nie ! Mnie nie wolno zostawiać samej ! Ja nie potrafię !
— Nie wiedziałem, że spełniam rolę anioła stróża...
— To zrób mi tę grzeczność i od dzisiaj przypuszczaj !

Chwila ciszy.

— Widzisz jak urządzilam pokój ? Od razu przytulniej, prawda ?
— Prawda, prawda, ale teraz śpij.
— Zaczekaj ! Skoro jesteś taki szlachetny w stosunku do starych bab na ulicy... to bądź przez chwilę szlachenty i w stosunku do mnie !... Tym bardziej, że mnie pozbawiłeś absztyfikanta !... Może chujowego, ale przynajmniej nie musiałabym dopominac się o odrobinę ciepła !... Opowiedz coś !... Najlepiej bajkę...
Osuwa się do pozycji horyzontalnej.
— Dlaczego na tym zasranym świecie jest tak mało bajek ?...

Rafał rezygnuje z odejścia i pozostaje przy Ewie, zanim ta nie usypia. Potem wraca do swojego pokoju i, po chwili zasępienia, rozpakowuuje przygotowaną do wyniesienia torbę.

***

Pusty prawie pokój Rafała. Na jednej ze ścian znane nam już fotografie. Rafał w piżamie, Ewa w szlafroku, na tym samym rozłożonym materacu. Na podłodze taca ze śniadaniem. Jedzą.

— Dlaczego właściwie upierasz się przy gołym pokoju ?
— Łatwiej mi skupić się. Wiesz, co znaczy Zrobić Dwa Kroki w Tył ?
Ewa patrzy wyczekująco.
— Dwa kroki w tył, w Umowność — tłumaczy Rafał. — To jest jeden z tych kroków. To pomysł z "Gry w klasy" Cortazara.
— A drugi ?
— Zakmnięcie oczu, kiedy przestaje być cokolwiek, nawet nasza fizyczność.
— A po co ?
— Jak to po co ? Żeby lepiej poczuć, że istnieje się. Po prostu. W przedmiotach łatwo się zagubić.
— Mhm... ja tam lubię zagubiać się w przedmiotach.
Chwila ciszy.
— Co chcesz przez to osiągnąć ?
— Co ? — Rafal przeżuwa formuując odpowiedź. — Odpowiedź na pytanie, jak mam na imię. Pewność, że to, to jest podłoga, a to - sufit. Poczucie, że mam jakiś rodowód, a to znaczy : wiedzieć, gdzie w ciemnym pokoju znajduje się kontakt lub drzwi... Żeby nie nabić sobie guza ! Odpowiedź jest ukryta pomiędzy twarzami na ścianie, a cyframi z tych kartek...

Ewa podnosi jedna ze wskazanych kartek (dwanaście grup cyfr od 1 do 30 i do 31) i nie przerywając przeżuwania rogalika, przygląda się jej.

Rafał kontynuuje :

— ... I dopiero kiedy będę to wiedział, zacznę żyć naprawdę ! Rozumiesz ? Będę mógł coś powiedzieć, a nie jedynie opowiadać. Powiedzieć. Choćby bajkę. Ale powiedzieć.

— Wygląda jak kalendarz ! — komentuje kartkę Ewa.

— Bo i owszem ! Weź tyle tych kartek, ile masz lat. Rozłóż je na podłodze i uprzytomnij sobie, że to jest całe Twoje dotychczasowe życie !

Ewa staje nad kartkami i usiłuje sobie uprzytomnić. Rafał kontynuuje nie wypuszczając z rąk herbaty i rogalika :

— Pomyśl : co tak naprawdę możesz dodać dzisiaj do tych cyfr ?
— Kiedy ja wcale nie chcę o tym myśleć !
— Jeśli nie możesz — upiera sie Rafał. — to wyobraź sobie, że napisanie Twojego życia nie zajęło mi więcej niź pół godziny ! Tylko pół godziny, rozumiesz ?

Ewie odebrało apetyt.

— Okrutny jesteś !
— Może, ale to dobry sposób na uzmysłowienie sobie przemijania, a zatem wartości, którymi powinno kierować sie nasze życie, aby było godne miana życia Człowieka, nie uważasz ?

Chwila milczenia. Rafał je z apetytem.

— Ale to równie dobrze może znaczyć coś przeciwnego ! — odważa się Ewa. — Wiesz, ja chyba jednak wierzę w Boga... ! A w ogóle to nie rozumiem Cię ! Czy kiedy byłeś mały nie chodziłeś grać w piłkę ?!

***

— Rafał ! Telefon do Ciebie ! — sekretarka chowa się w dziekanacie przymykając okno. Rafał przecina podwórze zbliżając się do drzwi budynku. Kończy przeliczanie stypendium. Chwilę później jest przy aparacie :

— Słucham ?
— Dzień dobry Panu. Mam przed sobą akta pańskiej sprawy o agresję na kierowcy wrocławskiego autobusu, na służbie... Bardzo mi zaimponowala pańska postawa... Podejrzewam jednak, że kolegium nie podzieli mojej opinii...
— Przepraszam, z kim mam przyjemność ?
— Proszę mi mówić panie Andrzeju, po prostu... Wracając do tematu : mam wrażenie, że mogę Panu oszczędzić kłopotów. Może umówilibyśmy się w najbliższych dniach w jakiejś kawiarni ?
— Wolno spytać na jakich warunkach miałaby zaistnieć owa pomoc ?
— Spotykalibyśmy się od czasu do czasu i rozmawiali o uczelni, kolegach, o wszystkim... Na mój rachunek, rzecz jasna !
— Aa ! Jeśli na Pana rachunek, to będę musiał zastanowić się poważnie !...

Odkłada słuchawkę z obrzydzeniem.

***

Ewa wyjmuje zatknięta za drzwi kopertę z napisem : "Dla Rafała". Wchodzi do mieszkania. Przygląda się jej podejrzliwie zdejmując buty i kożuch, po czym zanosi ją do pokoju Rafała.

W kuchni wstawia do wazonika bukiecik polnych kwiatów. Zanosi go do siebie. Ulegając pokusie wraca po kopertę. Czyta :

"Rafał. Jest pokój dla Ciebie. Skontaktuj się ze mną jak najszybciej. Bartek"

Powoli, z determinacją, Ewa zaczyna gnieść kartkę. Powstrzymuje się. Wygładza ją. Przynosi ze swojego pokoju bukiecik kwiatów, stawia go dokładnie na środku pokoju Rafała, i opiera o niego kopertę.

***

Kroki na schodach. Na tle ściany pojawia się głowa Rafała w położeniu : lewy profil, face, prawy profil. Ewa dostojnym głosem recytuje :

— "...biorąc pod uwagę dotychczasową niekaralność pozwanego, kolegium orzekające dzielnicy Łódź-Śródmieście skazuje Rafała Szymońskiego na grzywnę w wysokości 2000 tysięcy złotych oraz trzy miesiące aresztu z zawieszeniem..."

Rafał odrywa się od ściany i razem z rozradowaną Ewa wbiegają po schodach.

W mieszkaniu Ewa opiera się o drzwi i śledzi wzrokiem Rafała biegającego jak wariat z pokoju do pokoju (kręgosłup wyprostowany, kolana wysoko podciągane, ręce zgięte w łokciach pod kątem prostym) i włączającego po kolei : telewizor, radio, magnetofon i adapter. Kiedy zatrzymuje się wreszcie w korytarzu przystopowany głosem Ewy

— Rafał ! Gdzie jesteś ?!

towarzyszą Mu : dziennik lokalny, ballady Okudżawy, wiadomości sportowe i afrykańskie rytmy Osibisa...

— Gdzie jesteś ?! — powtarza Ewa nie ruszając się z miejsca.

Rafał patrzy na Nią zbity z tropu.

— Gdzie jesteś ?! — słyszy ponownie. Uśmiecha się zdezorientowany i wykonuje krok w Jej stronę. Ewa podobnie.

— Gdzie jesteś... ?

Drugi krok i spotykają się twarzą w twarz.

— Chyba stęskniłam się za Tobą... — wyznaje Ewa. Rafał przytyla Ją, wpierw nieśmiało, potem coraz mocniej. Ewa uśmiecha się do siebie.

***

Pstryk.
Przypięta do ściany kartka z abstrakcyjnym kalendarza Rafała - bez nazw miesięcy, dni tygodnia, ni świat.
Pstryk.
Na tym samym miejscu, normalny kalendarz ścienny.
Pstryk.
Jedna z stron kalendarza jest zabazgrana mnóstwem notatek.

***

Mały Fiacik ostro hamuje przed domem. Wysiadają z niego równocześnie Ewa i Rafał. Rafał trzyma przed sobą dużą torbę z zakupami. Nie zamykając drzwiczek zmierzają teatralnym krokiem przed maskę samochodu, gdzie kłaniają się sobie nisko i wymijają, podążając ku drzwiczkom partnera. Zatrzaskują je równocześnie, równie teatralnym krokiem powracają przed maskę, kłaniają się sobie ponownie, Rafał przekazuje Ewie torbę zakupów, a Ewa Jemu - kluczyki z breloczkiem.

Normalnym już krokiem Ewa podąża w stronę klatki schodwej podczas kiedy Rafał zamyka samochód, wpierw jednak wyciągając dyskretnie ukrytą pod siedzeniem paczuszkę.

Ewa nie czeka na Niego, znika w klatce schodowej :

— Wyjmiesz korespondencje ?
— Oczywiście, ale zaczekaj, pomogę Ci — nawołuje Rafał.
— To nie jest ciężkie.

Pomiędzy listami Rafał znajduje widokówkę.

— Ewa ! — krzyczy Rafał wchodząc po schodach. — Otrzymałaś kartkę z Francji, od Grażyny!
— Coś takiego ! Przeczytaj ! — poleca głos z górnych pięter.
— "Ewuś, Ewuś, Ewuś ! Na Sylwestra przyjeżdżamy do Zakopanego. Po drodze wpadniemy do Was."

Ewa słucha stojąc przy poręczy. W tle duża wizytówka z bristolu :

"Ewa Rajkowska
Rafał Ratajczyk
(prosimy nie przeszkadzać)"

Głos na dole milknie.

Rafał patrzy w kartkę ogłupiały.

— I to wszystko ?! — Ewa zaniepokojona ciszą stawia zakupy przed drzwiami i schodzi. — Rafał ?!

Na jednym z niższych pięter Rafał wita Ją nieobecnym spojrzeniem. Podaje Jej widokówkę :

— Dobry pomysł... gratuluję.

Wyjmuje spod kurtki paczuszkę i razem z kluczykiem do samochodu wciska Ewie do ręki :

— To prezent dla Ciebie, na jutrzejsze urodziny. Taka śmieszna pacynka, żebys miała czym bawić się... — odwraca się i schodzi.

— Rafał ?! O co chodzi ?!

Tknięta przeczuciem, Ewa doczytuje nerwowo kartkę Grażyny :

"PS. Udało Ci się oswoić filozofa ? Jeśli nie, wisisz mi butelkę ! Grażyna Ancourt"

***

Ciemnia fotograficzna. Rafał wywołuje zdjęcia : Ewa w geście władczym, Ewa w geście zalotnym, Ewa w geście pokrzywdzonego dziecka.

Do ciemni wpada Andrzej Sobiński :

— Rafał ! Możesz pożyczyć stówę ?
— Zejdź mi z oczu ! Albo nie, zaczekaj ! Nie mógłbyś zabrać moich rzeczy od Ewy ? Dużo tego nie ma. Zapłacę.
— Od Ewy ?! Co - takie love i już się rozstajecie ?
— Pomożesz, czy nie ?
— Innym razem ! Nie lubię stać pod drzwiami, jak idiota.
— Jaki związek ?
— Taki jak z gośćmi urodzinowymi Twojej Ewy !
— O czym mówisz ?

Ale Sobiński już opuścił ciemnię.

Rafał zastanawia się gorączkowo nad tym, co usłyszał, po czym, z wrażenia, rozsuwa kotary na oknach w ciemni. Odbitki czernieją w mgnieniu oka.

***

Dzwonek do drzwi mieszkania. Po chwili drugi.

— Ewa ! Nie wygłupiaj się ! Jestem przemarznięty !

Cisza.

— Ewa, zlituj się ! Długo mam czekać ?!

Wewnątrz mieszkania szuranie, po czym głos pijanej Ewy :

— Wyjdź przed dom... Zrzucę klucze z balkonu...

Łódź, 6-11/12/1978


(Rafałem miał być Paweł Danielewski, a Ewą - Barbara Szyszko.)