Układ z K.

Wiem to. Któregoś dnia wyłączą prąd
i przestaniemy udawać: K., że ucieka,
ja, że go nie widzę.
Spotkania z K. — które z nas wyznacza terminy?
Punktualność obydwojga, gra zaskoczeń
(po tylu latach).
Ironia K., z jaką oznajmia: myślisz, że to ściana,
a to się roją szczeliny, pęknięcia i wyrwy.
Czy ironia K. jest jego wierszem? Czy jest nim
gorączka ruchu? Każde z nas przy swoim
wierszu. Mój wiersz: bezruch w pełnym świetle
za wszelką cenę.
Wszechobecność K. — stół, łóżko, parapet.
(wszystko, oczywiście, moje).
Jego wszechmoc — K. i tylko on
roznieca we mnie tęsknotę do prywatności szczelnej,
czyste podniecenie na widok przeliczanych banknotów,
zaufanie do świeżej bielizny pościelowej, ach,
miłość bieli to osobny problem!
Nauka K. — moja misja jest już jasna.
Drżąc, myję ręce. Potem staram się nie dotykać
niczego. Mam być (wyłącznie?) zaprzeczeniem K.,
jestem blisko, czy zdążę?
Wyzwanie K.: spójrz na idealną biel
tafli mleka (Boże, ten dygot!), zaśnij,
śpij do rana. Moja dziewczynko. Spójrz
na to mleko o świcie, tuż pod powierzchnią — czy
rozpoznajesz
ten ciemny kształt?