Listonosz

Listonosz

Tomek czekał na listonosza wytrwale od samego rana, pomstując na tępotę urzędników, przepisy pocztowe, i spółdzielnie mieszkaniową, która nie zainstalowała jeszcze dzwonków w bloku kuzynki. Pozbawiony radia, które mogłoby zagłuszyc pukanie do drzwi, słuchał bezlitosnego tykania zegarka.

Zaczeło się poprzedniego dnia, kiedy z awizo w ręku pobiegł na pocztę, aby odebrać przysłane mu przez matkę pieniądze.

Odstał, ile odstać należy, aby nabrać szacunku do instytucji państwowej, a kiedy wreszcie nadeszła jego kolej, podał urzędniczce awizo.

Zaczeła szukać, wzdychając jak męczennica, której przeszkadzają w pracy.

— A ma pan upoważnienie ?

— Mam dwa dowody osobiste : mój i kuzynki na którą zaadresowany jest przekaz.

Przerwała szukanie z ulgą.

— Nie wystarczy ! Nie będę mogła wypłacić ! Następny, proszę !

Tomek uśmiechnął się obłudnie.

— Czy przeszkadzałoby Pani rzucić okiem na ten przekaz... ? Nadawca był przezorny i umieścił moje nazwisko obok nazwiska adresatki...

Urzędniczka spojrzała na niego z nieukrywaną niechęcią i zaczęła szukać.

Po chwili rozprostowała się triumfalnie z czerwonym kartonikiem.

— Niestety ! Przekaz zaadresowany jest tylko na kobietę !

Cios był ciężki, ale Tomek nie dał za wygraną.

— Czy mógłbym zobaczyć ?

Spojrzała podejrzliwie, ale tak bardzo chciala go dobić, że podsunęła przekaz do szyby.

Tomek wytężył wzrok. Na szczęście miał dobry. Uśmiech powrócił mu na twarz.

— Niech Pani spojrzy. Z boku jest dopisane, że to dla mnie !

Spojrzała pogardliwie (na Tomka, a nie na dopisek).

— To, co jest z boku nie obchodzi mnie.

Tomek próbował argumentować zachowując spokój.

— Adres nadawcy jest zgodny z adresem w moim dowodzie osobistym, a nazwisko adresatki - to, które Panią obchodzi - jest zgodne z nazwiskiem panieńskim mojej matki. Czy naprawdę nie widzi Pani, że ten przekaz jest dla mnie ?

Nie widziała i nie zamierzała widzieć.

— Proszę nie utrudniać pracy ! — powiedziała głośno, aby cała kolejka mogła Ją usłyszeć. — Z Pana winy ludzie czekają !

Tomek przetrzymał dzielnie ciężar spojrzeń na plecach, ale wiedział, że przegrał. Spojrzał na Nią pogardliwie, bo nie lubił pozostawać dłużny, i udał się do kierownika.

Był to drobnej budowy jegomość o prostolinijnym wyrazie twarzy i wydatnie zaczerwienionym nosie. Miał około pięćdziesiątki.

Tomek wyłożył Mu sprawę. Kierownik podrapał się z zakłopotaniem.

— Ja tam lubię iść ludziom, jak to panie mówią, na rękę, ale tak... — zastrzegł się. — ...żeby wszystko było w porządku !

Tomek zaproponował kierownikowi pertraktacje w pobliskim barze.

Po dwóch piwach i naleganiu o zrozumienie kierownik obiecał, że nazajutrz listonosz doręczy ponownie przekaz na adres kuzynki.

— Rozumiesz, Tomku... — stwierdził przebiegle. — ...tutaj nie mogę nic zrobić ! Za to jutro, w domu, będziesz się mógł ułożyć się z listonoszem !

***

Listonosz zjawił się pare minut przed południem : zasapany i spocony, bo to upał, trzecie pietro i bez windy, a On był w solidnie podeszlym wieku. Aż litość brała, że nadal ogromniaste torby nosił.

— Niech Pan wejdzie i odsapnie chwilę, proszę !

— Oh ! Dziękuję, dziękuję ! Chętnie skorzystałbym, ale jeszcze mam sporo pracy ! Lata już nie te, więc i rytm nie ten ! A pocztę trzeba wszystkim dostarczyć !

Niemniej wszedl i usiadł w podsuniętym Mu fotelu. Otworzył torbę, wsadził okulary na nos, pogrzebał w papierach i odczytal :

— Przekazik dla... dla pani Grażyny.

— Nie tyle dla Niej, ile dla mnie... — sprostował Tomek. — Ona zresztą jest w pracy. Tutaj jest Jej dowód osobisty, a tutaj mój własny...

Otworzył przed litonoszem oba dokumenty, sięgnał po długopis i wyciągnął rękę po przekaz.

Staruszek cofnał dłoń, zakłopotany.

— Tak nie wolno, proszę Pana ! Ta Pani musi sama podpisać ! Tym bardziej, że to nietypowa sprawa - powtórne doręczenie w ciągu dwóch dni ! Niech Pan mnie zrozumie ! Brakuje mi już tylko sześciu miesięcy do emerytury ! Nie chciałbym narażać się !

Tomek wyłożył Mu sprawę (pomijając czerwony nos i dwa piwa kierownika).

— Ja tam Panu wierzę. Dobrze Panu z oczu patrzy... — podsumował staruszek, strapiony, po grzecznym porównaniu podsuniętych Mu dokumentów. — ...ale skoro w okienku nie wydali, to ja tym bardziej nie mogę ! Zostawię awizo.

Tomkowi ręce opadły.

— A po co mi drugie awizo ? Zresztą Wasz urząd zamyka przed powrotem kuzynki z pracy !

Staruszek rozprostował się godnie.

— Normalne, że zamyka ! Wszyscy mają prawo do odpoczynku ! Prawda, że przed wojną funkcjonowało to inaczej — westchnął. — ale co tu porownywać ?! Świat nie stoi w miejscu !

Spojrzał strapiony na Tomka.

— No to jak ja mam z tym przekazem zrobić ? Mówi, że jutro wyjeżdża ? A dokąd, jeśli wolno spytać ?

— Nad morze. Na wakacje.

— Lubię morze ! Bardzo lubię ! Ale już nie jeżdże. Lekarze mi odradzili, z powodu reumatyzmu...

Zadumal się przez chwilę.

— Pewnie student ?

— Owszem.

— Na tym, no, uniwersytecie, czy na politechnice ?

— W szkole filmowej.

Staruszek spojrzal z zainteresowaniem.

— W szkole filmowej ?! Filmy się uczy robić ? Jako aktor ?

— Nie, jako reżyser.

— Jako reżyser ?! Mój Boże ! — pokiwał głową. — Jakież to musi być ciekawe !

Kukułka w ściennym zegarze zaczeła odliczać południe i wyrwała staruszka z rozmarzenia. Spojrzał na zegarek i poderwał się.

— My tu gadu-gadu, a na mnie czas !

Wyjął swoje formularze, wygładził, naślinił ołówek kopiowy, pochylił się, ale pisać nie zaczął. Wyprostował się ponownie.

— Niech się nie gniewa, ale uczony to przecież rozumie, że przepisy święta sprawa. Sześć miesięcy do emerytury. Nie mogę.

— Rozumiem, rozumiem... — uspokoił go Tomek, bo co mogł zrobić lepszego ?

— Jutro wyjeżdża, mówił ?

Tomek otaknął.

— Niedobrze.

Staruszek podrapal się z zakłopotaniem, westchnął i zaczął wypisywać awizo.

— Niech Pan da sobie spokoj z tym awizem... — zaproponowal Tomek. — Nikomu ono nie potrzebne.

Staruszek przetarł okulary.

— A może jednak ? Niech pożyczy pieniążki od kuzynki, a kuzynka odbierze sobie przekaz !

Tomek zaśmiał się nerwowo.

— Nie zamierzam dokładać Jej kłopotów.

Staruszek nie rozumiał.

— No to co zrobić ?

— Nic. Niech Pan przekaże, że mogą zwrócić przekaz nadawcy.

Rozwiązanie nie zadowalało staruszka.

— A ta Pani daleko pracuje ?

— Niespecjalnie. Dlaczego Pana po ulicach ganiają zamiast za okienkiem posadzić aż do emerytury ?

— Za okienko potrzebna matura, a ja nie miałem czasu na nauki. Proponowali, ale... Zresztą czterdzieści lat na świeżym powietrzu robi swoje...

Staruszek pochylił się ponownie nad awizem, niemniej coś Go gryzło.

— A ta Pani nie ma przerwy obiadowej ?

— Ma... — westchnął Tomek, coraz bardziej znużony całą historią. — ...ale za krótką, żeby dojechać tutaj, zjeść, pobiec na pocztę, postać w kolejce i wrócić do pracy !

— Aaaa ! Ale wraca, żeby zjeść w domu ?

— Wraca.

— A o której, jeśli wolno spytać ?

Tomek spjrzał na zegarek.

— Za jakieś pół godziny.

— Bo widzi Pan — ozywił się staruszek. — Ja tu jeszcze mam trochę do doręczenia na tym osiedlu. Moglibyśmy umówić się gdzies z tą Panią...

Tomkowi ramiona opadły jeszcze niżej, ale usmiechnął się grzecznie.

— Niech Pan da sobie spokój. Nigdzie nie będę kuzynki ganiał. Niech Pan poprosi, żeby szybko odeslali przekaz i tyle !

Listonosz wyszedł zatroskany, a Tomek podarł na drobne kawałki oba awiza, stare i nowe.

***

Kiedy w pół godziny później relacjonował kuzynce całą historię, rozległo się pukanie do drzwi i wtoczył się zziajany listonosz. Wybałuszyli oczy.

Staruszek usiadł ciężko i poprosił o szklankę wody.

— Bo tak nie można, proszę Pana — wykrztusił z wyrzutem. — Przekaz jest po to, aby dotarł do adresata !

na trasie Łódź-W-wa, 20 sierpnia 1979