Bajka o bombie
Był sobie kiedyś człowieczek, który zgubił światełko wewnętrzne. To, które jest drogowskazem w życiu.
Przeraził się. Bez światełka poczuł się jak przewód pokarmowy.
Zamknął się w czterech ścianach, zamilkł i znieruchomiał.
Próbował zrozumieć, co jest grane.
Słyszał budziki sąsiadów,
Słyszał tornistry dzieci,
Słyszał kanalizacje, które doprowadzały i odprowadzały życie,
Słyszał buty noszące ludzi do pracy, i siatki z zakupami
Słyszał jęczenie rotatorów reklamowych,
Słyszał samoloty, którymi walizki przemieszczały się po świecie.
Pewnego dnia posłyszał
tik
i pod drzwiami pojawiła się koperta.
Wyglądałaby banalnie, gdyby nie oddychała
tik... tik-tak...
tik... tik-tak...
Skulił się. Bez światełka nie wiedział dokąd uciec.
Koperta oddychała coraz natrętniej
tik... tik-taaak...
tik... tik-taaaaaak...
tik... tik-taaaaaaaaak...
i pęczniała w oczach.
Nastąpił wybuch.
Kiedy opadł kurz, koperta leżała nietknięta, a z Człowieczka pozostało serduszko, i dogorywało na podłodze :
taaak...
taak...
tak...
Tak bywa, kiedy nie zgadujemy, gdzie naprawdę jest ukryta bomba.
Lac d'Enghien, 10 mars 1998