Rozdział V
Homo institutionalis
Każda epoka ma swój - właściwy dla niej, i uznawany za "dobry" pewien układ hierarchii społecznej, oparty na właściwych tej epoce kryteriach podziału ludzi. Najdłuższy okres w dziejach reprezentuje hierarchia, w której kryterium stanowi urodzenie. Wolny, uprzywilejowany, bogaty to ten, który urodził się wolnym, uprzywilejowanym, bogatym. W Grecji starożytnej uważano nawet, że człowiekiem szlachetnym, w sensie moralnym, a nie tylko klasowym, może być jedynie syn szlachetnego ojca. Kapitalizm wyeksponował bardziej demokratyczne kryteria finansowe, a współczesna cywilizacja przemysłowo-techniczna wyłoniła hierarchię zawodowo-administracyjną. Podział pracy, nieunikniony w warunkach gospodarki przemysłowej, stał się podziałem nie tylko kompetencyjnym, ale i hierarchicznym. Sposób uczestniczenia w każdym z tych układów hierarchicznych wyznacza sytuację jednostki, jej cele, zakres wolności, kryteria uznania i autoafirmacji. Podrzędność i zależność ludzi z niższych szczebli drabiny społecznej wyraża się najczęściej w tym, że w schemacie ich dażeń jeżeli ma być x, to trzeba y, zakres wartości x pokrywa się z zakresem jakichś wartości y ze schematu dażeń ludzi szczebla nadrzędnego. Taką wartością była np. w okresie feudalizmu, wierna i uczciwa służba dobrego wasala. Wierność i oddanie feudałowi stanowiły jakieś życiowe i aksjologiczne optimum sług i rycerzy.
Ale przedmiotem naszej analizy będzie istniejący we współczesnym świecie układ hierarchiczno-instytucjonalny oraz sposób uczestniczenia człowieka współczesnego w tym układzie.
Jest to układ, w którym istnieją podziały i zależności nie tylko poziome - wyznaczone stopniami drabiny służbowej, stopniami kompetencji, zakresem odpowiedzialności i władzy, ale również i podziały pionowe, które dzielą ludzi rożnych grup zawodowych, pracowników instytucji oraz osoby korzystające z usług tych instytucji.
Te podziały zamykają ludzi w coraz drobniejszych klateczkach solidarnych grup społecznych, składających się np. z jednostek tego samego szczebla drabiny służbowej i tego samego zawodu. W ten sposób rośnie społeczna izolacja ludzi, ograniczająca zakres osób obejmowanych obowiązkiem pomocy i życzliwości, a mnożąca kierunki postaw antagonizmu i obcości. W miarę postępu rozwoju trendu społeczno-organizacyjnego, czyli w miarę rozwijania się instytucji zwęża się coraz bardziej obszar "my", a rośnie ilość obszar ludzi, o których mówi się wrogo "oni". "Oni" to mogą być ludzie z niższego lub wyższego szczebla drabiny służbowej, osoby obcych profesji, pracownicy nadrzędnych lub podrzędnych instytucji, urzędnicy dla klientów i klienci dla urzędników, itd. "Duch koleżeństwa i nieformalna organizacja społeczna, które w sposób typowy powstają w takich organizacjach, prowadzą często personel do tego, aby bronić raczej swoich własnych interesów, niż pomagać klientom."
Istotnie, w systemie hierarchiczno-instytucjonalnym powstaje najbardziej paradoksalne zjawisko: osoby powołane w ramach instytucji do świadczenia usług (np. lekarze, urzędnicy, sprzedawcy), za swych naturalnych wrogów uznają ludzi, którym te usługi świadczą. Dla homo institutionalis, zamkniętego i izolowanego w jego solidarnościowo-antagonistycznej klateczce, manifestowanie wrogości w stosunku do "obcych" staje się znamieniem uczestnictwa i lojalności w stosunku do grupy własnej, niezbędnym dla uzyskania przynależności i akceptacji. W jego sytuacji życzliwe i bezpośrednie zainteresowanie się sprawą klienta, może być przez pozostałych członków klateczki potraktowane jako dywersja i paktowanie z wrogiem, co naraża go z kolei na niebezpieczną izolację we własnej grupie formalnej.
Ponieważ pojęcie instytucji bywa używane w rożnych, węższych i szerszych znaczeniach, ustalimy, że instytucją będziemy nazywać taką społeczną formę organizacyjną, która została powołana do prawnego zabezpieczenia realizacji dażeń do określonych postulowanych stanów optymalnych, uniezależniając w ten sposób tę realizacje od przypadkowych chęci czy woli jednostek. Instytucja skupia pewną liczbę ludzi w grupę formalną, podlega jakiejś instytucji nadrzędnej i w sposobie funkcjonowania kieruje się zbiorem przepisów, wydanych dla niej przez jednostkę nadrzędną. Najważniejszy jednak dla naszych rozważań jest fakt, że funkcje wykonywane w instytucjach przez osoby do tego powołane, są równocześnie ich pracą zawodową, za którą utrzymują wynagrodzenie, stanowiące źródło ich utrzymania. Schemat życiowych dażeń pracownika jeżeli ma być x, to trzeba y wygląda więc tak: "jeżeli mam osiągnąć postulowany poziom życia, to trzeba na to zarobić", "każdy musi być zatrudniony w porządku instytucjonalnym, aby otrzymać udział w dysponowaniu narzędziami, aby pracować, aby żyć." W schemacie dażeń pracownika instytucji, realizowanie postulowanych stanów optymalnych, przewidziane w założeniach instytucji, staje się więc tylko środkiem y.
Opinia Mertona, który zakłada, że "w systemie biurokrtycznym przepisy, jako wartości instrumentalne, stają się ostatecznym celem działania pracownikow", wydaje się o tyle nieścisła, że przepisy te stają się nie tylko celem samym w sobie, ale jako wartości instrumentalne zostają przeniesione na inna płaszczyznę dażeń: ze schematu dażeń instytucji zostają przeniesione do schematu dażeń pracownika. Ścisłe stosowanie się do przepisów ma zabezpieczyć pracownika przed ew. dezaprobatą instancji nadrzędnej, jak przed niepowodzeniem osobistym (braku rzeczywistej realizacji celów instytucji, pracownik nie traktuje jako niepowodzenia). Realizacja tych celów lub jej brak ma dla niego znaczenie tylko o tyle, o ile jest skutecznym środkiem y w schemacie jego własnych dążeń ; o ile wpływa na poprawę jego sytuacji zawodowej. I to jest właśnie najbardziej charakterystyczne dla procesu realizacji dażeń do postulowanych stanów optymalnych w ramach układu instytucjonalnego, że w osobistym schemacie dażeń pracowników instytucji mają one na ogół charakter wyłącznie instrumentalny. Fakt ten ma wpływ nie tylko na funkcjonalność zabiegów ukierunkowanych do realizacji celów instytucji, ale jest również istotnym czynnikiem kształtowania osobowości pracownika tej instytucji, jako osobowości profesjonalnej. Osobowość profesjonalna kształtuje brak afirmowanego przeżycia celu, do którego realizacji są w zasadzie ukierunkowane jego codzienne manipulacje zawodowe. Zresztą w złożonych instytucjach współczesnych wykonuje się wiele takich manipulacji, dla których przy najbardziej wnikliwej analizie nie można się doszukać żadnego innego celu, jak ten, którym jest samo istnienie instytucji. Wykonywanie takich manipulacji nabiera wtedy dla tego, który musi je wykonywać, charakteru nieledwie magicznego i rytualnego. jeżeli ponadto tego rodzaju manipulacje są istotnym warunkiem zawodowego awansu, a o ich całkowitej nieprzydatności dla jakiegokolwiek innego celu, wie zarówno zainteresowany, jak i jego zwierzchnicy, to wynika z tego sytuacja, w której akceptuje się oficjalnie wysiłek obracania pustych żaren, co nie może pozostać bez destruktywnego wpływu na ludzką osobowość.
Sposób społecznego istnienia człowieka współczesnego, głownie w ramach i za pośrednictwem instytucji, kształtuje określony typ psychiczny, który właśnie nazwaliśmy osobowością profesjonalną, albo homo institutionalis. Jego przynależność do instytucji stanowi główna podstawę jego identyfikacji. człowiek współczesny zapytany o to, kim jest, odpowie wymieniając nazwę swego zawodu z którą identyfikuje się tak, jak w średniowieczu identyfikowano się ze swoją przynależnością stanową i religijną, a w społeczeństwach kastowych - ze swoją kastą. Ta identyfikacja wynikająca z dominacji trendu społeczno-organizacyjnego nad trendem indywidualnym, jest właśnie owa maską, o której pisze Fromm, ale maską, we współczesnej sytuacji cywilizacyjnej, nie do zdarcia - ktoś, kto wychyliłby się poza granice myślenia i odczuwania właściwego dla homo institutionalis, znalazłby się w społecznej pustce.
Identyfikowanie siebie z pełnioną funkcją zawodową jest wprawdzie zbliżone do utożsamiania siebie z własnym pochodzeniem społecznym, z tą jednak zasadniczą różnicą, że tożsamość nabyta wraz z urodzeniem jest integralnie związana z osobą. Książę np. mógł stracić majątek, wpływy, władzę, przyjaciół, ale nie grozili mu nigdy, że przestanie być księciem. Natomiast u homo institutionalis istnieje stała obawa, aby wraz z odjęciem mu jego funkcji nie została mu odjęta jedyna podstawa do identyfikacji. Wtedy bowiem pozostaje on jak pusta skorupa, jak niezrealizowana możliwość bycia "kimś", istnienie nie mające szansy zamanifestowania swego człowieczeństwa. Ten fakt jest też zapewne jednym z powodów tak wielkiego przywiązywania wagi do tego, aby zajmować możliwie wysoki szczebel w instytucjonalnej hierarchii, jest to bowiem jedyny dostępny sprawdzian wartości osobistej. Brak możliwości akceptowanego realizowania siebie w nurcie indywidualnego trendu rozwojowego sprawia, że homo institutionalis nie zna innej drogi swego samourzeczywistnienia poza pełnieniem funkcji zawodowej. Klasyczny idealny, w postaci klinicznie czystej homo institutionalis to człowiek zupełnie pozbawiony autentyczności, przeżywający poczucie własnej tożsamości przez identyfikowanie się że swoją profesją. Jego niepewność zachowania funkcji, koniecznej nie tylko dla uzyskania zarobku, ale i dla zaspokojenia potrzeby przynależności, identyfikacji i społecznej akceptacji jest zapewne jeszcze jedną z przyczyn zachowań nienawistnych i agresywnych. Lęk zawsze rodzi nienawiść, a lęk niezlokalizowany rodzi również nienawiść kierowana na oślep, wszędzie i do wszystkich.
Homo institutionalis nie tylko utożsamia się z pełnioną przez siebie funkcją zawodową, ale i autoafirmacji szuka w potwierdzeniu swej wartości kryteriami profesjonalnymi, czyli takimi, które wynikają z logiki systemu instytucjonalnego. Pierwszym kryterium jest tu wysokość zarobków, drugim wysokość szczebla zajmowanego w drabinie służbowej, trzecim aprobata instancji nadrzędnej, czwartym, zasięg władzy, a piątym sprawność zawodowa. Specyfikę oceny profesjonalnej stanowi brak kryterium oceniania ze względu na przydatność swojej funkcji dla tych celów czy osób, dla których jest ona w założeniu wykonywana. Sprofesjonalizowanie współczesnych społeczeństw prowadzi do zaniku obyczaju oceniania ludzi w kategoriach moralnych na korzyść oceniania wg wymienionych kryteriów zawodowych. Dlatego oceny te nie bywają uwarunkowane korzyściami, jakie zyskuje wspólnota z pracy wykonywanej przez danego specjalistę (co byloby logiczne), ale tymi korzyściami, jakie ma sam ten specjalista, ową pracę wykonujący. jeżeli zaś obiektywnym miernikiem zawodowego powodzenia jest wysokość zarobków i opinia instancji nadrzędnej, to jest ono cenne nawet wtedy, gdy zostaje osiągnięte niegodziwymi środkami.
Sprawność zawodowa homo institutionalis, jako warunek uznania i autoafirmacji, musi być sprawnością opłacalną. Nie cieszy się poważaniem najlepszy fachowiec, który nie potrafi sprzedać swych umiejętności - będzie uchodził za dziwaka i niedołęgę. Natomiast zainteresowania najbardziej nietypowe mogą podnieść rangę człowieka, ale tylko wtedy, gdy znajdzie on sobie dla nich finansowe alibi.
Trend społeczny, którego ukierunkowaniem jest maksymalna funkcjonalność organizacyjna, zmierza ku centralizacji, anonimowości, konformizacji i formalizacji. Efektem humanistycznym tego procesu jest kształtowanie się instytucjonalnych postaw wtórnych, zdepersonalizowanie stosunków międzyludzkich. Natomiast dynamizm rozwojowy trendu indywidualnego, w kulturze totalnego zinstytucjonalizowania, gubi się i rozprasza. Powstaje w ten sposób nowy rodzaj alienacji, wynikający ze sprzeczności trendów rozwojowych, społecznego i indywidualnego, ponieważ gotowa do przeorganizowania i dążąca do samourzeczywistnienia osobowość człowieka współczesnego nie znajduje w instytucjonalno-hierarchicznej atmosferze kulturalnej warunków sprzyjających owemu samourzeczywistnieniu, ani przekonywujących aksjologicznie kryteriów, którymi mogłaby mierzyć swoją wartość. A ta "istniejąca" choć niesprecyzowana warstwa wartości prospektywnych, kształtująca pewne półświadome wrażenie cenności indywidualnosci ludzkiej, mierzonej kryteriami wartości autentycznych, jest jeszcze jednym źródłem pogardy dla każdego innego homo institutionalis za aksjologicznie nieprzekonywującą profesjonalność jego osobowości i profesjonalny charakter aspiracji. Człowiek nie znajdujący w swym środowisko kulturalnym autentycznych kryteriów, którymi mógłby mierzyć swoją osobistą wartość, traci poczucie sensu życia, tonie w narzuconych przez instytucje konformizmach. Jest istotą nieautentyczną i tragiczną.
Jednym że sposobów uzyskania możliwości akceptowania siebie jest względne wywyższenie siebie kosztem poniżenia innych. Znakomicie podnosi poczucie własnej wartości, jeśli komuś ma się coś za złe. Do względnego wywyższenia siebie służy intryga i obmowa, ironia i szyderstwo, a zawiść i nienawiść są uczuciami budzącymi się wtedy, gdy te zabiegi dążenia do względnej autoafirmacji, nie powiodą sie. A u ludzi, którzy poniżeni lub ośmieszeni mają stać się narzędziem względnego wywyższenia swych bliźnich, rodzi się cierpienie, nienawiść, pogarda i lęk. Z kolei, następstwem lęku jest dążenie do względnego wywyższenia siebie samego, kosztem jakiejś innej ofiary. I cykl powtarza się od początku.
Charakterystykę osobowości człowieka współczesnego, którą to osobowość uznajemy w tej pracy za ukształtowaną dwiema niezbieżnymi tendencjami kultury współczesnej, przeprowadza Merton w cytowanej już książce "Social Theory and Social Structure" w rozdziale "Beaurocratic Personality". Fromm czyni to samo w książce ">The Sane Society", nazywając ten typ osobowości "marketing personality" i podkreślając silnie jego nieautentyczność i poczucie wyobcowania. Rodzaj wyobcowania, którego rezultatem jest marketing personality jest charakterystyczny dla sytuacji ustrojowej, w której miarą awansu jest osobisty sukces finansowy na wielką skalę. Natomiast pojęcie osobowości profesjonalnej, jaką reprezentuje homo institutionalis, jest pojęciem szerszym, którego zakres krzyżuje się wprawdzie z pojęciem marketing personality, ale nie jest z nim identyczne. Jest to określenie osobowości ludzi, których potrzeby jednostkowe - identyfikacji i autoafirmacji oraz społecznej przynależności i akceptacji - są zaspakajane poprzez instytucje, w których pełnią jakieś role społeczne. Ponadto ich perspektywy życiowe są związane z awansem wyłącznie w ramach tych instytucji. Merton tak określa ten rodzaj perspektyw i aspiracji : "życie pracownika instytucji biurokratycznej jest przez niego planowane w kategoriach stopniowej kariery, poprzez organizacyjne mechanizmy awansu w zakresie starszeństwa, podnoszenia pensji, emerytury, itd. Od pracownika oczekuje się milcząco, że przystosuje swoje myślenie, uczucia i działania do perspektyw swej kariery."
Tendencje zmierzające do coraz większej instytucjonalizacji, prowadzą do formalizowania coraz większej liczby przejawów życia. Ustawianie jednostki w jednoznacznych sytuacjach, powierzanie jej jednoznacznych funkcji, nie daje jej szansy wykazania swej wartości osobistej w kategoriach innych jak tylko profesjonalne. Bierne, bezrefleksyjne, nietwórcze i niesamodzielne działanie zgodnie z przepisami - to jedyny, dostępny dla homo institutionalis sposób postępowania. W warunkach totalnej instytucjonalizacji społeczeństw, kontakty w zakresie relacji ja w stosunku do innych mają charakter umowny, projekcyjny, dokonują się za pośrednictwem rzeczy (ustaw, przepisów, podań, załączników, zaświadczeń), eliminując żywe kontakty międzyludzkie, a razem z nimi te postawy, które są wyrazem dyspozycji moralnych. W tego typu kontaktach człowiek dla drugiego człowieka przyjmuje postać symbolu, umownego znaku, załącznika do akt.
Wbrew życzeniom i oczekiwaniom, wspólnie wykonana praca nie zawsze wprowadza element bezpośredniej zażyłości. Przebywanie dzień po dniu u boku ludzi, z którymi ma się kontakt tylko pośredni, poprzez trudny do ujęcia emocjonlanego przyszły wspólny wytwór pracy - wywołuje wrażenie społecznej pustki i izolacji. Psychika ludzka załamuje się pod wpływem kontaktów społecznych formalnych i bezosobowych.
Ponieważ inspiracją do powstania każdej instytucji była potrzeba zapewnienia realizacji jakiejś wartości, z funkcjonowaniem instytucji wiąże się przeważnie jakieś ludzkie roszczenie i oczekiwanie. Można powiedzieć, że instytucja przejęła w pewnym sensie cechy "osoby" moralnej (dopisek własny : personne civile, personne morale), która ponosi odpowiedzialność za spełnienie tych oczekiwan i roszczeń. Brak zsynchronizowania poziomu organizacyjnego instytucji z poziomem intelektualno-moralnym osób pełniących funkcje wykonawcze, powoduje jednak niejednokrotnie to, że instytucja nie wywiązuje się z nałożonych na nią zobowiązań. Ten brak zsynchronizowania poziomu organizacyjnego instytucji z poziomem moralno-intelektualnym pracowników powoduje, że powstają niekiedy instytucje, ukształtowane w postaci optymalnej, niejako "na wyrost", wyprzedzając w swych założeniach rzeczywistą możliwość realizowania przewidzianych wartości. Taką instytucją-marzeniem jest np. w Polsce instytucja Służby Zdrowia. Realizowanie celów tej instytucji jest praktycznie uzależnione nie tylko od sprawności organizacyjnej, ale głownie od takiego poziomu intelektualnego i moralnego lekarzy i pielęgniarek, jakiego nie jest w stanie reprezentować homo institutionalis, uwikłany pomiędzy obowiązkami sformalizowanej odpowiedzialności przed instytucją nadrzedną, a kurczowymi wysiłkami, aby dociągać do postulowanego poziomu zamożności i prestiżu.
Taką instytucją-marzeniem jest również szkolnictwo, które łączy w sobie anachroniczność przekazywanych w procesie nauczania i wychowania treści z utopijną nadzieją na dobroczynne oddziaływanie osobowości nauczyciela na rozwój kulturalny uczniów.
W tej sytuacji braku zsynchronizowania obu nurtów, w których dokonują się procesy społeczne, powstaje sprzeczność między szansą zrealizowania zaliczeniowych celów instytucji, a szansą moralnego i intelektualnego rozwoju jednostki. Jednostki prymitywne i działające w sposób formalistyczny nie są w stanie spełnić zadan instytucji, a mechanizm funkcjonowania instytucji ogranicza lub niszczy ich możliwość intelektualnego i moralnego rozwoju.
Sprzeczność istnieje również między zanikaniem obyczaju oceniania ludzi w kategoriach moralnych, a układem społecznym, w którym funkcje spełniane w instytucjach, będących tego układu obiektywnym wyrazem, są na ogół uniezależnione od bodźców ekonomicznych. Ilość przyjętych pacjentów, załatwionych interesantow czy kupujących nie wpływa na wysokość zarobków lekarza, urzędnika czy sprzedawcy, co wskazuje na fakt, że w zakresie jakości pełnienia tej funkcji, liczy się na kulturę moralną pracowników. Tam, gdzie każdy następny klient staje się potencjalnym natrętem, trzeba przecież wyjątkowo wysokiej kultury osobistej, aby zrównoważyć negatywne uwarunkowania ekonomiczne pozytywnymi uwarunkowaniami moralnymi.
W nowoczesnych państwach powstały nowe formy instytucjonalne, których pracownicy są upoważnieni do dysponowania tzw. świadczeniami społecznymi. Powołani do tego, aby opiniować o potrzebie świadczeń i do tego, aby świadczyć, pełnią podwójną rolę: są jednocześnie szafarzami pewnych dóbr oraz ich strażnikami. Ta dwoistość ich roli powoduje ambiwalentność postaw. Funkcje ich jako szafarzy, polegają na tym, aby dopełnić obowiązku świadczeń, a funkcje, jako strażników, aby nie dopuścić do przekroczenia uprawnień do świadczeń. Ale granica między niedopełnieniem a przekroczeniem jest nie zawsze łatwo uchwytna - ruchoma. Granica między należnym a nadużytym świadczeniem też jest nieostra, przesuwa się zależnie, czy ogląda się ja od strony tego, kto liczy na świadczenia, czy od strony tego, kto chce uniknąć wysiłku świadczenia i ewentualnej odpowiedzialności za dopuszczenie do nadużycia. Ta sytuacja wyznacza psychologiczny stosunek "świadczeniodawcy" do "świadczeniobiorcy", jako do podejrzanego natręta. U "świadczeniobiorcy" zaś powstaje przeświadczenie, że dopiero wtedy, gdy przekroczy nieco granice wyznaczonych mu przez "świadczeniodawcę" uprawnień, otrzyma to, co mu się naprawdę należy. Ton nieufności i podejrzliwości między nimi potęguje fakt, że "świadczeniodawca" zdaje sobie na ogół sprawę z owego wygórowanego poziomu roszczeń "świadczeniobiorcy" i dlatego sądzi, że postąpi "uczciwie", gdy odrzuci wszelkie jego żądania. Ponadto niedopełnienie obowiązku świadczeń, nie pociąga za sobą praktycznie żadnych sankcji, najwyżej jakieś nieokreślone negatywne opinie moralne, podczas, gdy sankcje za przekroczenie uprawnień do swiadczen są wyraźne, konkretne i uchwytne. Ta sytuacja powoduje, że osoby uprawnione do świadczeń, łatwiej identyfikują się ze swoją rolą jako strażnika, niż jako szafarza. I stąd zapewne te paradoksalne, pozornie niezrozumiałe zachowania, kiedy pracownik, odrzucając uzasadnione roszczenia do świadczeń, ma przekonanie, że robi to ze względów uczciwości. Częsty ton podejrzliwej nieufności między świadczącym, a korzystającym ze świadczeń płynie stąd, że pierwszy, identyfikując się ze swą funkcją strażnika, ma w zasadzie za złe wszelkie, nawet uzasadnione roszczenia, a ten, który pragnie korzystać ze świadczeń ma za złe niedostateczny stopień zainteresowania się jego potrzebami i brak gotowości ich zaspokojenia.
Ograniczona funkcjonalność instytucji, jako narzędzi realizacji pewnych postulowanych stanów optymalnych, jest nieustannym źródłem frustracji i czynnikiem potęgującym pewne rodzaje alienacji. Paniczną reakcją na ten brak funkcjonalności jest mnożenie przepisów, zarządzeń, okólników. Mają one zrównoważyć niedostatki postulowanej w założeniach instytucji, kultury moralnej i intelektualnej członków społeczeństwa, zarówno wtedy, gdy występują w roli usługodawców, jak i w roli "usługobiorców". Wyrazem tej samej reakcji jest spiętrzenie aparatu kontroli oraz ustawianie procesu realizacji zadań instytucji w taki sposób, aby były jak najbardziej uchwytne dla kontroli, nawet wtedy, gdy takie ustawienie utrudnia znaczenie osiąganie celu, dla którego się te instytucje powołuje.
Sprzeczność trendów rozwojowych społecznego i indywidualnego, manifestuje się również w pełnym sprzeczności sposobie uczestniczenia homo institutionalis w instytucjonalnym układzie społecznym. Podstawowa sprzeczność zachodzi więc między zbyt małą ilością przepisów, nie obejmujących tych wszystkich sytuacji, w których może dziać się komos krzywda z powodu samowolnego, a nieżyczliwego działania kogoś innego, a między zbyt dużą ilością przepisów, które mogą w pewnych wypadkach krepować bezpośrednią życzliwość czyjegoś działania. Inna jeszcze sprzeczność zachodzi między koniecznością wychowania moralnego przez kształtowanie dyspozycji moralnych, umożliwiających podejmowanie samodzielnych, słusznych decyzji, a doraźnymi potrzebami współżycia, które narzuca konieczność regulowania tegoż współżycia ogromną ilością drobiazgowych przepisów, paraliżujących możliwość rozwoju tych tendencji w procesie samodzielnego, odpowiedzialnego działania. Ogromną ilością drobiazgowych przepisów, odbierając działającym samodzielność, niszczy również szanse spełniania przez nich funkcji w instytucjach, jako osoby moralne, biorąc na siebie odpowiedzialność za los innych ludzi i mającą możność osobistego, indywidualnego wywiązania się z tej odpowiedzialności oraz uznającą w razie niepowodzenia swą winą, ale mającą również prawo do zasługi moralnej. Mnożące się przepisy sprawiają, że potęguje się moralna drętwota i formalizm.
Sprzeczność tkwi między utożsamieniem moralności z posłuszeństwem w stosunku do przepisów, a postulowaniem we wzorach wychowawczych indywidualnej inwencji moralnej i zalet takich jak odwaga, inicjatywa, życzliwość, pomysłowość, które nie mają szans aktualizowania się w systemie drobizagowych przepisów i spiętrzonej hierarchii administracyjnej, ograniczającym zakres odpowiedzialności od instancji bezpośrednio niższej do instancji bezpośrednio wyższej. Próby realizowania postulowanych zalet inicjatywy i pomysłowości natrafiają, na obecnym etapie organizacji pracy, na nieprzezwyciężone na ogół trudności. Rozbijają się o rafy kontrprojektów lub dezaprobaty bezpośredniej instancji zwierzchniej, która jako homo institutionalis nie dysponuje wprawdzie niezawodnymi kryteriami dla oceny nowatorstwa, dysponuje jednak prawem do krytyki i uchylania pomysłów swych podwładnych. Dlatego indolencje i bierność nabierają wartości barwy ochronnej, gwarantując żywot może mało barwny, ale bezpieczny i spokojny.
Najbardziej jednak niepokojącą jest sprzeczność między założeniową humanistyczną funkcją przepisów instytucjonalnych, a funkcją ich realną, jaką spełniają, przyczyniając się do sformalizowania i odhumanizowania stosunków międzyludzkich. Sformalizowanie to polega na tym, że pracownicy instytucji nie mają poczucia, że działają we własnym imieniu. Aspekt moralny swej działalności uznają za mechaniczną wypadkową uwarunkowań prawno-administracyjnych, i za skutki tej działalności nie czują się osobiście moralnie odpowiedzialni. Kryterium oceny ich działania stanowi opinia instancji nadrzędnej oraz stopień zgodności z przepisami, a nie osiągniecie celu, dla którego przepisy zostały wydane. I na tym polega sformalizowanie poczucia odpowiedzialności. Nawet w przypadkach zachowań moralnie krzywdzących, będących wynikiem urzędowej procedury, bezpośredni sprawca nie czuje się winny ani odpowiedzialny, a za "winowajcę" uznaje jakiś anonimowy, niekonkretny i nieuchwytny, ostateczny czynnik determinujący cały łańcuch przyczyn, oddziaływujących poprzez wszystkie szczeble instancji służbowych i obowiązujących je przepisów. Np. lekarz dyżurny w szpitalu odsyła przywiezionego tam rannego do innego szpitala, mającego tego dnia ostry dyżur. jeżeli na skutek tej zwłoki, pacjent umiera, lekarz nie jest winien, bo działał zgodnie z przepisami. Byłby winien natomiast wtedy, gdyby przyjął pacjenta, bo działałby niezgodnie z przepisami nawet, gdyby to była jedyna szansa uratowania rannemu życia.
Te sprzeczności sprawiają, że nastąpiło w świecie współczesnym pozorne obniżenie ogólnego poziomu kultury moralnej. Pozorne, bo nie jest związane z jakimś regresem w zakresie dyspozycji moralnych, lecz jest wynikiem moralnej dezorientacji, objawem bezradnego zrezygnowania z możliwości dokonywania samodzielnego, słusznego wyboru moralnego, konsekwencją zagubienia się w dżungli przepisów, które nie dla każdej sytuacji mają również walor moralnej słuszności. Dodatkowym czynnikiem pogłębiającym dezorientację moralną jest fakt, że często wybór słuszny z punktu widzenia moralnego, jeżeli jest połączony z naruszeniem przepisów, może spotkać się z dezaprobatą, a nawet sankcją karną.
Niecelowe jest również dokonanie jakiejś jednej generalnej decyzji, że zawsze będzie się tylko respektować przepisy, bez względu na skutki moralne, albo zawsze tylko kierować się żywymi odczuciami moralnej słuszności, bez względu na przepisy - bo zarówno w jednym jak i w drugim wypadku popada się w nieuniknione konflikty zarówno prawne, jak i moralne. Ci, którzy zdecydują się nie zważać na przepisy - staną się przestępcami, a ci, którzy uznają przepisy za jedyne i decydujące kryterium swego postępowania - popadną w bezduszny formalizm. Fakt, że wielu dokonuje jednak takiego generalnego wyboru sprawia, że poteguje się zjawisko pozornego obniżenia ogólnego poziomu moralnego współczesnych społeczeństw.
We współczesnym świecie, w którym nie ma juz prawie takich przejawów życia zbiorowego i indywidualnego, które by nie były objęte gestią jakiejś instytucji, następuje niewrastające ograniczenie tych sfer życia, w których mogłyby się aktualizować postawy i reakcje zaliczane tradycyjnie do zakresu zjawisk moralnych. U homo institutionalis zostaje ograniczona szansa wyboru i decydowania o tym, co dobre, a co złe, co należy, a czego nie należy robić, oceniając w kategoriach moralnych powinności, odpowiedzialności, winy i zasługi. W trudzie samodzielnego myślenia, wyboru i decyzji wyręczają człowieka współczesnego - instytucje. Zapoznawszy się ze zbiorem przepisów, homo institutionalis już wie, co powinien robić, a czego mu robić nie wolno. Przepisy i caly w ogóle instytucjonalny sposób bycia człowieka współczesnego są pewnego rodzaju konstrukcją ortopedyczną, na której opiera on swoje bezwolne i bezwładne, niesamodzielne istnienie. Nagłe obalenie instytucji spowodowałoby dla niego nieuchronną katastrofę w postaci powrotu do stanu dzikości. Stopniowy natomiast zanik instytucjonalnych form życia, mógłby być tylko następstwem kształtowania się postaw i dyspozycji umożliwiających moralną autonomię, ksztaltowanie indywidualnych właściwości moralnych i intelektualnych, jakie byłyby następstwem wzrostu samowiedzy.
Współczesny homo institutionalis działający nie we własnym imieniu i dla anonimowego odbiorcy, nie znajduje żadnego układu odniesienia dla swych moralnych uczuć. A wyobraźnia i inteligencja moralna ma na ogół niedostatecznie uksztaltowaną, aby móc nią ogarniać odlegle i niebezpośrednio uchwytne następstwa swych zachowań. Dotychczasowe wychowanie moralne szło zawsze głownie w kierunku urabiania bezpośrednich reakcji emocjonalnych. I to zarówno wtedy, kiedy celem zabiegów wychowawczych jest pobudzenie litości, miłości, wdzięczności i pokory, jak i wtedy, gdy ukierunkowaniem moralnym wychowania jest antagonizm, wyznaczający obowiązek przeżywania uczuć nienawiści i zemsty w stosunku do "obcych", jako podstawowego sposobu manifestowania solidarności w stosunku do "swoich".
To działanie nie we własnym imieniu i dla anonimowego odbiorcy stwarza sytuacje, w której homo institutionalis ma do czynienia z upiorami celów i upiorami osób. W sensie emocjonalnym działania w społecznej pustce - skrzywdzeni nie oskarżają go, a zadowoleni nie chwalą. Dla moralnej wyobraźni homo institutionalis ten anonimowy proces społecznego oddziaływania, jest niepojęty i nieuchwytny. Stwarza pozór społecznej pustki, osamotnienia, braku społecznego rezonansu w postaci objawów miłości lub nienawiści, pochwały lub nagany. Wyłania się jakieś przytłaczające przekonanie, że "wszystko jedno", że jego zachowania nie mają moralnego znaczenia, a autentyzm własnych zachowań jest tylko w jakiś nieuchwytny sposób powiązany z automatyzmem reakcji zachowań innych ludzi, zgalwanizowanych determinizmami podobnie, jak on sam. Temu uczuciu bezradnego zagubienia towarzyszy poczucie krzywdy, płynącej z pozbawienia go szansy bezpośredniego, życzliwego odnalezienia się z drugim człowiekiem, jaka jest najcenniejszym osiągnięciem humanistycznym ludzkości. Codzienny korowód "obcych", z którymi ma się do czynienia, pogłębia niezrozumiale rozgoryczenie płynące z tego poczucia obcości i transponowane w gniewny odruch niechęci do każdego z nich - za to, że jest taki obcy. A ten odruch z kolei pogłębia obcość i krąg alienacji zamyka się. Odtąd każde poruszenie pogłębia zło: smutek, osamotnienie i nienawiść.
W ten sposób następuje atrofia przeżyć moralnych, jej miejsce zajmuje automatyzm działania zgodnie z przepisami. Np. lekarz, w czasie niedzielnego ostrego dyżuru, odmawia pomocy przybyłemu tam choremu, ponieważ chory nie przyniósł ze sobą skierowania od lekarza rejonowego, które zgodnie z przepisami powinien posiadać każdy zgłaszający się pacjent. Odmawiający lekarz przeżywa poczucie moralnego oburzenia na niesfornego pacjenta, który ośmielił się zachorować, nie zaopatrzywszy się uprzednio w odpowiednie urzędowe załączniki. Wg lekarza chory powinien wiedzieć, że obowiązuje go posiadanie skierownia, a jeżeli tego nie wie - jest winien. Tak więc lekarz ten ocenia zachowanie chorego wg stopnia zgodności z przepisami, a słuszność jego stanowiska zostaje usankcjonowana przez najwyższe instancje administrujące zdrowiem, gdy uznaje je za "służbowo poprawne". Lekarz, odmawiając pomocy choremu, zgodnie z przepisami, ma pełne poczucie słuszności swego zachowania, oraz tę dodatkową satysfakcję moralną, że "ukarał" w ten sposób kogoś, kto chciał pogwałcić to, co jest w jego przekonaniu, nieprzekraczalnym systemem norm postępowania, czyli system przepisów. Niewykluczone, że lekarz ten naraził się kiedyś swej instancji nadrzędnej, dopuszczając się "przestępstwa" przyjęcia pacjenta bez wymaganego skierownia i powziął wtedy generalną decyzję, że będzie odtąd respektował tylko przepisy, ignorując całkowicie ew. skutki moralne takiego postępowania. U homo institutionalis następuje zanik zdolności do reagowania w sposób merytoryczny. jeżeli zachodzi fakt najbardziej nawet niekorzystny dla realizacji założeniowych celów instytucji, uchodzi to uwadze pracowników, o ile nie jest jednocześnie sprzeczne z żadnym przepisem. Będą natomiast tropić z zawziętą gorliwością każdy, najbłahszy nawet i nieistotny dla celów instytucji, fakt, jeżeli tylko dotyczy go jakiś konkretny, dobrze im znany przepis.
Dla homo institutionalis bowiem, nie skutek zachowania stanowi kryterium jego oceny, ale środki, jakimi sa przepisy. I to nie tylko te słuszne i celowe, ale czasem również te niedoskonałe, formalne stanowią wyłączne kryteria postępowania ludzi uwikłanych w formalizmie, zatracających żywe, niekiedy elementarne poczucie słuszności i niesłuszności, dobra i zła, krzywdzenia i pomocy. Ludzi, którzy nie działają jako osoby, lecz jako urzędowe mechanizmy do wykonywania zarządzeń. Uznanie służbowej poprawności postępowania owego lekarza odmawiającego, zgodnie z przepisami, pomocy choremu czyli odmówienie mu ludzkiego prawa do winy, to ostateczny werdykt sankcjonujący dehumanizację i depersonalizację homo institutionalis.
Pozorne podobieństwo sfery motywacji zautomatyzowanej i sformalizowanej do sfery motywacji moralnych polega na tym, że reakcje oburzenia towarzyszą niestosowaniu się do przepisów, a poczucie powinności kieruje się ku ich stosowaniu. Wina to nastepstwo przekraczania przepisów, a zasługa - postępowanie zgodne z przepisami. Zostają tu jednak wyeliminowane takie zjawiska charakterystyczne dla sfery moralności jak świadomość celu działania, namysł, decyzja, wybór i odpowiedzialność związana z wartościa celu, a nie tylko wartościami intrumentalnymi, jakimi są dla homo institutionalis - przepisy.
Próbując sformułować najkrótszą diagnozę cywilizacji współczesnej, możnaby ją ująć w postaci parafrazy z mickiewiczowskich "Dziadów" : Homo moralis obcit, hic natus est homo institutionalis.
Zwrócenie kierunku aspiracji ku temu "kim być" można, w tej sytuacji, uznać za indywidualną postać akceptowania i formę realizacji tej obiektywnej konieczności humanistycznej, kulturalnej i historycznej, jaką jest konieczność zlikwidowania różnicy poziomów między wysoką kulturą techniczną i organizacyjną, a niską kulturą umyslową i moralną współczesnego mass-man'a. Jest to ponadto jedyna chyba droga stopniowego zmierzania do usunięcia sprzeczności, tkwiących we współcześnie istniejącej sytuacji kulturalnej, mianowice droga, na której możliwe jest uzyskanie zaufania do człowieka, jako osoby moralnej, osobiście odpowiedzialnej, zdolnej do każdorazowego, najsłuszniejszego wyboru, za którego nie musiałby zawsze i z góry myśleć, wybierać i odpowiadać - przepisodawca.
Środki techniczne oraz inwencje użytkowane dotychczas dla intensyfikowania procesów społecznych w zakresie trendu rozwojowego społeczno-organizacyjnego, zastosowane w zakresie rendu indywidualnego, mogłyby może z czasem doprowadzić do ukształtowania się takiego układu społecznego, w którym człowiek mógłby uczestniczyć, nie rozrywając cyklów swego przeżywania, zgodnie z prawidłowością swej psychicznej struktury, (od odczuwania ?) braku i niedogodności do realizacji postulowanych stanów optymalnych, poprzez szereg osobistych osiągnięć, odnajdując w ten sposób szanse samourzeczywistnienia, w procesie dążenia, wszystkich wartości naczelnych i odzyskując dla swego życia i swojej osobowości utracony autentyzm.