"Ustapić Rosji to poddać się prawu silniejszego. Odmówić ustępstw, to poddać się prawu większego głupca. Tragiczny dylemat.", pisze Henri Guaino, doradca bylego prezydenta Francji, Sarkoziego.
Tłumaczenie DeepL , adaptacja domowa.
Zmierzamy ku wojnie jak lunatycy
Autor: Henri Guaino, 12/5/2022.
Porównanie zaczerpnąłem z tytułu książki australijskiego historyka Christophera Clarka o przyczynach I wojny światowej: "Lunatycy, lato 1914: Jak Europa ruszyła na wojnę".
"Wybuch pierwszej wojny światowej" - pisze - "nie jest powieścią Agathy Christie (...) Nie ma w niej narzędzia zbrodni, a raczej każdy z głównych bohaterów posiadał jedno. W tym świetle wybuch wojny nie był zbrodnią, lecz tragedią". W 1914 r. żaden z europejskich przywódców nie był szalony, nikt nie chciał wojny światowej, w której zginęłoby dwadzieścia milionów ludzi, a jednak wspólnie ją rozpoczęli. W chwili podpisania traktatu wersalskiego żaden z nich nie chciał kolejnej wojny światowej, w której zginęłoby sześćdziesiąt milionów ludzi, ale wszyscy razem uzbroili piekielną machinę, która do niej doprowadziła.
Już 7 września 1914 r., po zaledwie miesiącu wojny, szef niemieckiego sztabu generalnego, który tak mocno przekonywał, że Niemcy powinny zaatakować, zanim zostaną zaatakowane, napisał do żony: "Jakie potoki krwi popłynęły (...) Czuję, że jestem odpowiedzialny za te wszystkie okropności, a przecież nie mogłem postąpić inaczej".
Owo "Nie mogłem postąpić inaczej" zawiera wszystko na temat spirali, która prowadzi do wojny. To proces, w którym każdy kraj zaczyna przypisywać drugiemu swoje własne ukryte motywy, swoje własne nieujawnione plany, swoje własne uczucia, które żywi do drugiego. To jest dokładnie to, co Zachód robi dzisiaj w stosunku do Rosji i co Rosja robi w stosunku do Zachodu. Zachód przekonał samego siebie, że gdyby Rosja wygrała na Ukrainie, jej dążenie do dominacji nie znałoby granic. Rosja z kolei przekonała siebie, że jeśli Zachód przeciągnie Ukrainę na swoją stronę, przestanie powstrzymywać swoje hegemoniczne ambicje.
Rozszerzając NATO na kraje dawnej Europy Wschodniej aż po kraje bałtyckie, przekształcając Sojusz Atlantycki w sojusz antyrosyjski, przesuwając granice Unii Europejskiej w kierunku granic Rosji, Stany Zjednoczone i Unia Europejska na nowo rozbudziły w Rosjanach poczucie osaczenia, które było źródłem tak wielu wojen europejskich. Wsparcie Zachodu dla rewolucji na Majdanie w 2014 r. - przeciwko prorosyjskiemu rządowi ukraińskiemu - było dla Rosjan dowodem na to, że ich obawy są uzasadnione. Aneksja Krymu przez Rosję i jej wsparcie dla separatystów z Donbasu dały Zachodowi poczucie, że zagrożenie ze strony Rosji jest realne i że Ukrainę należy uzbroić. Co jeszcze bardziej przekonało Rosję, że Zachód jej zagraża. Porozumienie o partnerstwie strategicznym USA-Ukraina z 10 listopada 2021 r., przypieczętowujące sojusz obu państw - jawnie skierowane przeciwko Rosji i obiecujące wejście Ukrainy do NATO - jeszcze bardziej przekonało Rosję, że powinna zaatakować, zanim przeciwnik będzie w stanie to zrobić. To jest dokładnie ta sama spirala, co w 1914 roku - w całej swej przerażającej przejrzystości.
Jak zawsze, źródeł należy szukać w mentalności, wyobraźni i psychologii narodów. Jakże Polska, czterokrotnie rozczłonkowana, czterokrotnie podzielona w ciągu trzech stuleci, jakże Litwa, przyłączona na dwa stulecia do Rosji, jakże Finlandia, której w 1939 roku amputowano terytorium, jakże te wszystkie kraje, które przez pół wieku żyły pod jarzmem sowieckim, miałyby nie odczuwać niepokoju w obliczu zagrożenia, jakie pojawiło się na Wschodzie 24 lutego br?
A ze swojej strony, jakże Rosja - która tak często musiała walczyć o powstrzymanie parcia Zachodu na Wschód i która przez wieki była rozdarta między fascynacją zachodnią cywilizacją a wstrętem do niej - mogłaby nie odczuwać egzystencjalnego niepokoju w obliczu Ukrainy, która staje się przyczółkiem westernizacji rosyjskiego świata? "To nie różnice, ale ich utrata prowadzi do obłąkanej rywalizacji i do walki" - mówi René Girard. Czy zagrażanie temu, co sprawia, że Rosjanin chce pozostać Rosjaninem, nie jest podejmowaniem ryzyka owej "obłąkanej rywalizacji"?
Zachód przesadza z nostalgią Rosji za ZSRR, a zarazem ignoruje słowianofilstwo, czyli wieczną Rosję - taką, jaką Rosja sama siebie wyobraża, ze swoimi mitami. Alexandre Koyré poświęcił obszerną książkę temu tematowi, z którego na początku XIX wieku zrodziła się wielka literatura rosyjska i świadomość narodowa, kiedy to "instynktowny nacjonalizm pomógł świadomemu nacjonalizmowi dostrzec zasadniczą różnicę między Rosją a Zachodem".
Słowianofilstwo to poczucie duchowej i moralnej wyższości nad Zachodem, która wyraża się w płynącym z serca wyznaniu Sołżenicyna w Harvardzie w 1978 roku: "Nie, nie wziąłbym waszego społeczeństwa za wzór do przekształcenia mojego własnego". Ta Rosja może nie postrzegać wojny na Ukrainie jako wojny inwazyjnej, lecz jako wojnę secesyjną. Jako secesję od kolebki rosyjskiego świata, od ziemi, na której tyle razy rozgrywały się losy Rosji, gdzie odparła Polaków i wojska Hitlera. Jako secesję polityczną, kulturalną, a nawet duchową (od momentu, gdy w 2018 roku Ukraiński Kościół Prawosławny odciął się od Patriarchatu Moskiewskiego). A wojny secesyjne są najgorsze.
Jedno jest pewne: aktualna wojna, w której Ukraina jest jedynie nieszczęśliwym pośrednikiem, jest wojną między Zachodem i Rosją. Wojną, która poprzez niekontrolowaną eskalację może doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji. Wojna zawsze wyzwala dzikie i mordercze instynkty w ludzkiej naturze. Zawsze jest eskalacją skrajności. Zawsze wsysa zarówno walczących, jak i ich przywódców. Ani Churchill, ani Roosevelt nie przypuszczali, że pewnego dnia wydadzą rozkaz masowych bombardowań niemieckich miast po to, by złamać morale ludności. Truman nie przypuszczał, że w 1945 r. użyje bomby atomowej, by złamać japoński opór. Kennedy, wysyłając w 1961 roku kilkuset doradców wojskowych do Wietnamu, nie przypuszczał, że osiem lat później Ameryka zaangażuje ponad pół miliona ludzi, przeprowadzi masowe bombardowania napalmem i będzie odpowiedzialna za masakry całych wiosek.
Jeśli zimna wojna nie doprowadziła do trzeciej wojny światowej, to przede wszystkim dlatego, że żaden z jej protagonistów nie próbował pokonać drugiego. W najpoważniejszych kryzysach każda ze stron zawsze zapewniała drugiej wyjście z sytuacji. Dzisiaj jest wręcz przeciwnie: Stany Zjednoczone i ich sojusznicy chcą zapędzić Rosję w kozi róg.
Kiedy, oprócz Ukrainy, pojawia się przed Rosją perspektywa przystąpienia Finlandii, Szwecji, Mołdawii i Gruzji do NATO, kiedy Sekretarz Obrony USA oświadcza, że Stany Zjednoczone "chcą widzieć Rosję osłabioną do tego stopnia, że nie będzie już mogła robić takich rzeczy, jak najazd na Ukrainę", kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych pozwala sobie nazywać prezydenta Rosji rzeźnikiem i oświadcza, że "na litość boską, ten człowiek nie może pozostać u władzy" i - oprócz już wydanych 3,5 miliardów dolarów - prosi Kongres o dodatkowe 20 miliardów na masowe dostawy czołgów, samolotów, rakiet, karabinów i dronów... to jasne jest, że strategia osaczania Rosji nie ma granic.
Stany Zjednoczone nie doceniają jednak odporności narodu rosyjskiego, tak jak Rosjanie nie docenili odporności Ukraińców. Zapędzanie Rosji w kozi róg to zmuszanie jej do eskalacji przemocy. Do jakiego stopnia? Do wojny totalnej, chemicznej, nuklearnej? Do nowej zimnej wojny pomiędzy Zachodem a tymi wszystkimi, którzy - pamiętając Kosowo, Irak, Afganistan i Libię - uważają, że jeśli Rosja zostanie pokonana, to oni również zostaną pokonani, ponieważ hegemoniczne zakusy Stanów Zjednoczonych nie będą znały granic? Indie, które nie potępiają Rosji i myślą o Kaszmirze... Chiny, które potępiają "politykę przymusu" Zachodu, ponieważ wiedzą, że jeśli Rosja upadnie, znajdą się na pierwszej linii frontu... Brazylia, która głosem Luli mówi, że "wojna nigdy nie ma tylko jednego sprawcy"... i te wszystkie inne kraje Azji, Bliskiego Wschodu i Afryki, które odmawiają usankcjonowania Rosji. Robienie wszystkiego, by zapędzić Rosję w kozi róg, nie ratuje porządku światowego, wręcz odwrotnie: dynamituje go. Kiedy Rosja zostanie usunięta ze wszystkich organizacji międzynarodowych i rozpadną się one tak, jak rozpadła się Liga Narodów na początku lat trzydziestych XX wieku, co pozostanie z porządku światowego?
Znalezienie winowajcy utwierdza nas w słuszności naszej postawy, a w tym przypadku mamy winowajcę: bezwzględnego autokratę, uosobienie zła. Tyle, że "dobro przeciw złu" to duch krucjaty: "Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich". Zamiast zapobiegać szaleństwu i powstrzymać masakry, Unia Europejska idzie w ślady Stanów Zjednoczonych, eskalując wojnę przez prokurację. Ale co zrobią Europejczycy i USA, gdy staną w obliczu wojny totalnej? Do zastosowania pocisków jądrowych i taktycznej broni jądrowej o małym zasięgu nie jest już daleko. Co wydarzy się następnie? Następnie może wydarzyć się wszystko: od tragicznej spirali, której nikt nie chciał, ale do której wszyscy się przyczynili - i która może unicestwić Europę, a może i ludzkość - aż po monachijską kapitulację mocarstw zachodnich, które, w ostatniej chwli, postawione pod ścianą, mogą nie chcieć ryzykować najgorszego w imię Ukrainy, a może nawet w imię krajów bałtyckich czy Polski. Przypomnijmy sobie ostrzeżenie generała de Gaulle'a z 1966 r., kiedy opuszczał zintegrowane dowództwo NATO: "Rosja Radziecka zdobyła broń jądrową zdolną do bezpośredniego uderzenia w Stany Zjednoczone, co naturalnie ostudziło amerykańską gotowość do użycia ich własnej bomby".
Gdzie jest głos Francji, "starego kraju, ze starego kontynentu, który znał wojny, okupacje, barbarzyństwo"? Głos, który 14 lutego 2003 r. w ONZ powiedział "nie" wojnie w Iraku? Który w 2008 r. uratował Gruzję i sprzeciwił się członkostwu Gruzji oraz Ukrainy w NATO? Który dziś apelowałby o neutralność Ukrainy powtarzając ostrzeżenie Henry'ego Kissingera z 2014 r.: "Jeśli Ukraina ma przetrwać i rozwijać się, nie może być przyczółkiem jednej strony przeciwko drugiej. Musi być pomostem między nimi. Zachód musi zrozumieć, że dla Rosji Ukraina nigdy nie będzie zwykłym obcym państwem"? To właśnie dzięki neutralności Finlandia mogła zachować wolność i suwerenność pomiędzy dwoma blokami podczas zimnej wojny. To dzięki neutralności Austria w 1955 r. stała się wolnym i suwerennym krajem.
Ustapić Rosji to poddać się prawu silniejszego. Odmówić ustępstw, to poddać się prawu większego głupca. Tragiczny dylemat. Dylemat taki jak ten, który przeżywał w ruchu oporu poeta René Char:
"Byłem świadkiem, w odległości około stu metrów, egzekucji B. Wystarczyło pociągnąć za spust karabinu maszynowego, aby go uratować! Byliśmy na wzgórzach Céreste (...) co najmniej równi liczebni jak SS. Nie wiedzieli, że tam jesteśmy. Na spojrzenia, które błagały mnie, żebym wydał rozkaz otworzenia ognia, odpowiedziałem głową "nie" (...) Nie wydałem rozkazu, bo tę wioskę trzeba było oszczędzić za wszelką cenę. Co to jest wieś? Wioska jak każda inna? A co - już po wyrządzeniu zła - odpowiemy na spojrzenia tych, którzy błagają nas, abyśmy powstrzymali zło?"
Zmierzamy ku wojnie jak lunatycy.