Klucz

2011-02-27

Całe moje życie jakby wysiadło
na martwym przystanku
pustynny piasek zatrzymuje oddech
i rozmazuje obraz
nie pójdę do tyłu
mogę przed siebie – do wymarzonej oazy
a może fatamorgany?
miraże w życiu, niestety,
bywają

A jednak świt – już wstaje
szara mgiełka
obmywa moją senność
sen odchodzi i prycha
jak najeżony kot
nie wiem co dalej…
próbuję
skrzypiące zawiasy ołowianych drzwi
otworzyć kluczem żurawi
(przywołuję je choć już odleciały)
wokół martwa natura
a tam daleko obłok jak latawiec
próbuję uwiązać do serdecznego palca
metalową nogą stąpa kula
po bruku ulicy
za miastem gdzieś pola
wiatr cichy jak kadzidło
owiewa listki drzew, kolczyki wisien
po sam horyzont niebo zielenią porasta
na kotwicy korzenia przycumował las
boso zbieram jaskółcze ziele
nade mną porażające słońce, przysłaniam oczy
żegnam ręką niepowrotną stronę
zgubiłam klucz do miasta