Skansen
19 grudzień 1995
Dzień jasny się skończył — mrok sunie drogami
a księżyc rydwanem tło nieba zniewala.
Na rynku starego już bardzo miasteczka,
latarnik gazowe latarnie zapala.
Tajemniczy nastrój światło lamp łagodzi,
blaskiem swym pozłaca gzymsy kamieniczek,
urok nieodparty — czar zapamiętany,
— wąskich, zabytkowych uliczek.
Halabardnik strzeże porządku w miasteczku,
drzewcową broń ściska silnie w mocnej dłoni,
by każdy mieszkaniec mógł się czuć bezpieczny,
stoi na straży i broni.
Otulony szczelnie w poły peleryny,
przynaglany nocą — wędrowny bard spieszy,
idzie do zajazdu, chce śpiewną poezją
— ludzi zmęczonych ucieszyć.
Po bruku turkotem drewnianych kół niesie,
jak echem odbija człapanie konika,
to jedzie dorożka pana Gałczyńskiego
— zaczarowana fiakra muzyka.
Dziś nie ma już takich latarni gazowych,
spokojnych miasteczek, dorożek, ni straży,
trochę romantyzmu na kartkach historii
— barwne okno z witraży.
www.garnek.pl