Schizofrenia
prostokąt pokoju i stożek światła
ograniczały przestrzeń, w której
dusza Mozarta
tuliła swe słabe ciało
ona wiedziala,
że kres jego ziemskiej wędrówki
jest rychły
poganiała go,
by szybciej tkał misterną pajęczynę nut
— całun — który niebawem miał chronić go
przed chłodem ziemi
i ja to wiedziałam,
tuliłam chłodny kamień w dłoniach
jak w muszli,
gladziłam jego piękną, gładką powierzchnię,
której nieznana ręka nadała
doskonały kształt kuli
jego nieskazitelna wewnętrzna
struktura krysztalu
przyjmowała mój niepokój
z ponadczasowym spokojem
chłodził moje gorące dłonie,
pozwalał się niecierpliwie pieścić
choć w jego dostojnym wnętrzu
były zamknięte pyły
zamierzchłych lat
konfiguracje atomów, które kiedyś żyły
w liściach, w skałach, w nas ?
może to ciebie Amadeuszu tulę
w mych dłoniach ?
— a może siebie samą ?
wołam do ciebie o pocałunki,ciepło rąk
o miłość,
spełnioną i jednocześnie niespełnioną
w drżącym oczekiwaniu...
jestem uległa i zaborcza,
kapryśna i zalękniona,
porzucona i porzucająca,
pragmatyczna do bólu
i romanyczna do łez
— czy możesz mi pomóc ?
moja schizofrenia
uskrzydla, zadziwia i męczy,
moj umysł chłodny i logiczny przedziera się
przez gąszcze wzorów,
a dusza niewydarzonej poetki
toruje mu drogę,
jestem jak strzykwa
dzieląca się w niebezpieczenstwie na dwoje
Amadeuszu — pomóż mi !