To wie mój wiersz, nie ja
To wie mój wiersz, nie ja,
bo on tam jest, na umówionym
miejscu. Jego drobne ciałko, wierzcie mi,
nie krwawi. Nie można go zadręczyć,
ani też uleczyć. Jest może cierpliwym
zwierzątkiem, którego nie zapędziliśmy w porę
do roboty. Albo jest dobrym uczynkiem,
do którego nic nie ma moje tandetne serce
ani mój zdrowy rozsądek poranny.
Co robi moje tandetne serce? Jest zakochane.
W cierpki marcowy poranek wkładam pończochy
i błękitną bluzkę. Zapach świeżej kawy
jest ulubioną piosenką serca.
Co robi mój rozsądek? Czuwa.
Za to go właśnie lubię — za cykanie,
kiedy gra z sercem w warcaby.
Myślę wtedy, że wiersz jest może dzieckiem,
którego nie pozbyliśmy się w porę.
Patrzę na zegarek. To mój wiersz tam jest
teraz, nie ja. On jest
sumieniem, sumiennym szczurem
chowającym się po kątach. On jest
dobrym uczynkiem, tym słynnym rozłożeniem rąk,
tym „cóż ja tu mogę pomóc"
ze zjeżoną sierścią.